Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Meksyk 20.02.-12.03.2011

Cholula Puebla


26-02-2011

Jedziemy dalej. Kierunek Cholula i Puebla. Pogoda sprzyja nam ciągle nadzwyczajnie. Dwadzieścia kilka stopni, słońce. Meksyk! Po drodze mijamy dwa fantastyczne wulkaniczne pięciotysięczniki, zamienioną w wielkie szczyty nieszczęśliwą parę kochanków, Popo i Ixta. Jest tak ciepło, że nawet na nich lód stopniał. Nie są pokryte białą czapą, jak zazwyczaj bywa.
Pierwszy ważny przystanek to Cholula i jej ogromna indiańska piramida, której kolejne etapy budowy trwały około tysiąca lat. Rozbudowywało ją kilka kolejnych plemion, które zajmowały te tereny na przestrzeni wieków. Od 200 p.n.e. do 800 n.e. Na szczycie piramidy stoi obecnie kolonialny malowniczy kościół o niezwykłych freskach. Stamtąd wypatrujemy wierzchołków czterech wulkanów usytuowanych opodal Choluli. Ucztą dla oczu są popisy voladores - „latających ludzi” okrążających głową w dół trzynaście razy ogromny pal do którego przyczepione są końcówki lin. Ucztą dla ciała jest degustacja sławnych suszonych robaków z Cholula. Ucztą tylko dla odważnych.
W Cholula, na jego peryferiach, odwiedzamy również nadzwyczaj malowniczy indiański kościółek Santa Maria Tonantzintla. Określenie „ludowy barok” nie do końca oddaje jego istotę. To „indiański barok”. Tutaj figury katolickich świętych utożsamiają indiańskich bogów, niewiarygodna wręcz ornamentyka wnętrza to mieszanka wierzeń indiańskich i religii chrześcijańskiej. Niestety obowiązuje absolutny zakaz wykonywania zdjęć. Indianie pilnie strzegą swoich duchów.
Jeszcze kilka kilometrów i jesteśmy w kolonialnym Puebla, jednym z najlepiej zachowanych hiszpańskich miast Meksyku. Ale najpierw czas na lunch. Trafiamy do meksykańskiej rodzinnej restauracyjki. Zamawiamy tradycyjnego kurczaka w pikantnym sosie czekoladowym – mole poblano. Jest pyszny. Ale furorę robi chile en nogada, danie w barwach narodowych Meksyku. Wszyscy przed degustacją rzucają się na nie z aparatami. Jest wdzięcznym obiektem dla fotografów. Dla smakoszy również. Meksykańskie piwo, tequila z pikantnym sosem pomidorowym, pyszne jedzenie oraz wyrosły jak z podziemi uliczny grajek powodują, że w doskonałych nastrojach ruszamy na miasto.
Jest urocze. Piękne kamienice z żelaznymi balkonami, kościoły i kościółki, Żelazny Dom Gustawa Eiffla to dopiero początek. Zwiedzamy kościół św. Dominika z niezwykłą Kaplicą Różańcową, Katedrę u wejścia do której wita nas Pan Fotograf z archaicznym, ogromnym polaroidem. Jeszcze chwila spaceru i lądujemy w starym klasztorze. Ale już nie zwiedzamy. Tu śpimy w jednej z klasztornych cel. Atmosfera miejsca jest niezwykła, a usytuowanie w samym centrum miasta powoduje, że po znakomitej kolacji, kto ma jeszcze siłę i ochotę, wyruszyć można w miasto. Puebla by night.

Relacja i zdjęcia: Jerzy Pawleta

Pojechali i napisali:

PFR