Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Etiopia 6-25.02.2011

Przejazd do Gondar


09-02-2011

Dzisiaj wstajemy wcześniej, nawet zdziwieni że mamy jeszcze tak dużo czasu przeciągamy nasze śniadanie. Bagaże jak zwykle lądują na dachu naszego busika. Z podziwem przyglądamy się naszemu kierowcy i jego pomocnikom jak misternie obwiązują je na dachu. Czas na nas. Ruszamy. Punkt widokowy ze wzgórza królującego nad miastem i widok na jezioro Tana. Sesja zdjęciowa grupowa i indywidualna. Droga do Gonderu ma nam zająć około trzech godzin. Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdyby nie niepisane przerwy w podróży. Tym razem kusimy się bardzo spontanicznie na wizytę na lokalnym targu. Wysiadamy w miasteczku wraz z naszym przewodnikiem idziemy jedną z bocznych ulic. Stanowimy tu takie samo poruszenie wśród mieszkańców jak oni wśród nas. Spory ruch nikt jednak nie wydaje się być szczególnie poruszony naszą obecnością. Oczywiście towarzyszy nam już grupa dzieciaków i wyrostków, pokrzykują coraz you, you i wyznają miłośc ale wszystko to jest miłe. Spotykamy na drodze wiele wytatuowanych  twarzy kobiet.  W większości idą na targ i dźwigają na głowach worki z mąką lub ze zbożem i idą z nimi doi młyna. Sporo tu także mężczyzn ze swoimi kijami. Wypatrujemy krawców i sporo miejsc, gdzie wypieka się tradycyjny chleb. Nawet kosztujemy małych placuszków prosto z pieca. Tuż obok namawiamy panią by mogła nam zaprezentować jak robi się tradycyjny placek – yndżerę. Oczywiście kolejna sesja zdjęciowa. Odbijamy z wąskiej uliczki w jeszcze węższą. Tu na wielkim placu mini straganiki i ludzie handlujący pomidorami, cebulą, czosnkiem, odnajdujemy także sektor z drobiem.

Pył i kurz wgryza się wszędzie, kaszlemy nie mogąc złapać oddechu. Staramy się utrwalić każdy motyw i mnóstwo ujęć. Nie chcemy stracić żadnego ciekawego momentu. Monia nawet filmuje. Kręci się wokół niej cały tłum rozbawionych dzieciaków, które wypatrzyły aparat na zębach i teraz proszą ją o pokazanie uśmiechu. Mirek O. wzbudził wielką radość swoją posturą, inni też podśmiechują się naśladując nasze ruchy albo moje słowa. Atmosfera niezapomniana. Wizyta bardzo nam się podobała. Na koniec filiżanka mocnej etiopskiej kawy.
Gonder witamy czymś na ząb i zakupami w lokalnym supermarkecie. Pani wpuszcza nas za ladę co znacznie ułatwia zakupy. Czas na zwiedzanie kompleksu pałaców. Przekraczamy mur i jesteśmy zachwyceni widokiem. Przepiękne pałace pochodzą z XVII wieku.  Mamy bardzo dokładnego przewodnika, który objaśnia nam krok po kroku wszystkie budowle.
Łaźnie Fasilidesa i na koniec kościół. Niewielu tu turystów udaje się nam zrobić piękne zdjęcia. Gonder z pewnością zasługuje na nasz pobyt. Korzystając z dość wczesnej pory ruszamy jeszcze kilka kilometrów za miasto by dotrzeć do wioski żydowskiej. Krótki spacer, synagoga i wracamy do miasta. Mieszkamy w hotelu z widokiem na całe miasto. Teraz wszyscy czyhają na zachód słońca a ja nadrabiam opisy i wybieram nasze zdjęcia. 

Przy kolacji pojawiły się tematy istotne a pominięte w mojej relacji. Dzisiaj prawie wszyscy z nas smakowali czatu. Wprost z plantacji przy drodze bezpośrednio od producenta, świeże i pachnące listki dostaliśmy za całe 1,5 dolara. I mimo tego, że torebka przewidziana była na jedn osobę, popróbowalo liści nas około 14 osób a mało ubyło. Energii z pewnością nam przybyło, bo w podskokach zwiedzaliśmy Gondar.
Wspólnie ustaliliśmy, że dzisiejsza wizyta na targu była nieziemska.
Aga była chora ale jest już zdrowa.
Stajemy się coraz większymi smakoszami ryby, która prócz makaronu jest jedyną alternatywą dla indżery nazywanej potocznie i pieszczotliwie przez nas szmatą.
Jutro pobudka o 4.30. Idziemy spać.

Pojechali i napisali:

PFR