Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Meksyk 20.02.-12.03.2011

Sumidero San Cristobal


01-03-2011

Lecimy z Oaxaca do Tuxtla. Przez miasto Meksyk. Lot jak lot, nic by się nie działo, gdyby nie to, że zapomniałem butelkę mezcala wsadzić do głównego bagażu. O dziwo w Oaxaca jej nie wykryli. W mieście Meksyk poszło gorzej. Wykryli. Młody kontroler odpakował butelkę. Spytał: co to jest? Odpowiedziałem: prezent. Wiesz, że nie wolno przewozić płynów? Wiem. Rozejrzał się wokoło, zapakował butelkę do mojego plecaka i życzył miłej podróży. Ludzki pan. Meksykanin.

Wsiadamy znów do naszej zebry. Kierunek bajeczny kanion Sumidero. Symbol stanu Chiapas. Gdy docieramy na miejsce zaczynamy od lanczu w lokalnej knajpce i zakupów u Indianek plemienia Cocyl odzianych w niezwykłe czarne spódnice wykonane z owczej skóry. Potem ubierają nas w pomarańczowe kapoki i z rodziną indiańską wsadzają do motorówki. Pędzimy w górę rzeki a ściany 14-kilometrowego kanionu rosną w naszych oczach. Najwyższe urwisko skalne wisi 1000 metrów nad poziomem rzeki Grijalva. Legenda mówi, że przyparci do urwiska Indianie, nie chcąc oddać się w ręce hiszpańskich konkwistadorów rzucali się całymi rodzinami w przepaść. Widząc to Hiszpanie odstąpili od kolejnego natarcia. Niedobitki Indian założyły istniejącą do dziś osadę nad kanionem.
Już po krótkim rejsie udaje się nam dojrzeć wielkie aligatory to wygrzewające się na przybrzeżnych kamieniach to pływające w zakolach rzeki. Są tu dorosłe i młode osobniki. Płyniemy dalej. Wysoko nad nami szybują czarne sępy, by stadami osiąść na białych kamieniach nad rzeką. Imponują niemal przyklejone do pionowych skał dorodne kaktusy. Fauna i flora parku narodowego w którym się znajdujemy jest imponująca, formy skalne i nacieki stworzone przez spływającą z gór wodę tworzą niezwykłe obrazy. Frajdą samą w sobie jest jazda szybką motorówką, szum wiatru, bryzgi wody wylatującej spod uderzającej o niewielkie fale łodzi. Co jakiś czas zatrzymujemy się by podziwiać krajobraz czy odwiedzić kapliczkę w jednej ze skalnych grot. Jest pięknie.
Po powrocie kończymy zakupy u Indian i jedziemy dalej. Do malowniczego miasta San Cristobal. Miasta jak z kolorowych meksykańskich pocztówek. Niewysokie domy pomalowane są wszystkimi kolorami farb, jakie pewnie były do kupienia. Po ulicach snują się Indianie i hippisi. Bajecznie kolorowe indiańskie stragany ciasno wypełniają przestrzeń placów między kolonialnymi kościołami. Na rynku w rytmie tanecznej muzyki pląsają uczące się tradycyjnych tańców pary. Tuż obok grupa Indian z Hondurasu gra swoją nostalgiczno-ludową muzykę. Z otwartych drzwi i okien kafejek i barów otaczających rynek czy wychodzących na tutejszy deptak buchają przejawy wieczorno-nocnego życia i muzyka z wszelkich zakątków Meksyku i świata. Tu nie chce się iść spać, tu trzeba wypić szklanicę mezcala, tequili czy drinka przyrządzonego przez indiańską barmankę. I wchłonąć magiczną atmosferę miejsca.
  

Relacja i zdjęcia: Jerzy Pawleta

Pojechali i napisali:

PFR