Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indochiny 16.03.- 8.04.2011

Podsumowanie wyjazdu do Indochin


08-04-2011

Jesteśmy już w kraju. I my i nasze bagaże. Wprawdzie w walizce Jarka podejrzane wydały się muszelki, którymi obdarowałam Gości na pożegnaniu.

Wszystko zakończyło się jednak pomyślnie.

Za nami ponad 24 dni w Azji. Zobaczyliśmy aż 4 kraje i mamy dziesiątki zdjęć oraz dwa długie profesjonalne filmy.

Służyliśmy sobie radą i pomocą, biesiadowaliśmy wspólnie wieczorami, zwiedzaliśmy dzielnie kolejne stupy i odpoczywaliśmy wieczorami.

Podsumowując:

- za nami 17 lotów, z których najdłuższy trwał 11 godzin, a najkrótszy zaledwie 20 minut, nawet Ania polubiła latać,

- niestraszne nam już jedzenie pałeczkami, ćwiczyliśmy to na pojedynczych ziarnkach ryżu i fasolkach,

- wiemy co najlepsze jest na dolegliwości żołądkowe: mikstura Doktora Edka!,

- dzięki Staszkowi uwierzyliśmy w uczciwość pralni kambodżańskch,

- uczciwość potwierdził Zbyszek L, za którym dwukrotnie niesiono buty pozostawione umyślnie w pokojach,

- przetestowaliśmy wczesne wstawanie, ale wiemy, że można było wstawać jeszcze wcześniej jak to robili Ania i Włodek,

- poznaliśmy tajniki zegarków elektronicznych, temat ten został przegadany równie wnikliwie jak zasada budowy stup buddyjskich, tu prelegentami byli Zbyszek F., Mariusz i Staszek,

- udało się nam zniszczyć kilka dóbr dopasowanych do wymiarów i wagi azjatyckiej, my niedopasowani do tych kanonów, łamaliśmy krzesła, nawet łodzie (nie wymienię KTO),

- wszyscy polubiliśmy ryż, dużo ryżu, i mamy chwilowo nadmiar jajek w diecie,

- wydelegowaliśmy Włodka do oglądania Angkoru z góry w naszym imieniu, poprawił to Zbyszek F i Kasia,

- wiemy, że nie tylko azjatyckie stópki mogą być malutkie i śliczniutkie, Zosia udowodniła jak śmiesznie można nosić się w wersji mini,

- nasyciliśmy się szumem morza na kilka miesięcy, najwierniejsza falom była Marysia, zatopiona w lekturze delektowała się szumem i widokiem na plaży,

- poznaliśmy szereg pracujących z nami przewodników, skreśliliśmy pana Dziewięć, za to Pan Pi żartobliwie nazywany przez nas 3,14 bardzo spodobał się szczególnie Paniom, mało było atrakcyjnych Pań, pojawiła się jedna w Kambodży i na pewno Jej nie zapomnimy, wywołała u nas łzy opowiadając historię własnej rodziny,

- ujął nas Marek, nazywany też Karolem, kiedy wieczorami przy blasku księżyca recytował poezję, Och Karol!

Już nie możemy się doczekać kolejnego wspólnego wyjazdu!

Pojechali i napisali:

PFR