Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Etiopia 22.09.-12.10.2011

Plemię Mursi, muzeum etnograficzne w Jinka, przejazd do Yabello


07-10-2011

Obudziliśmy się przed wschodem słońca, ok. 5:30. W tle wczesno poranną modlitwę wyśpiewywał muezin z pobliskiego meczetu, chwilę później zaczęły odzywać się również koguty. Dziś przed nami bardzo długa trasa. Po śniadanku udaliśmy się do najbardziej charakterystycznego plemienia Etiopskiego- mursi, by zobaczyć słynne kobiety z krążkami w ustach, osiągającymi średnicę nawet do 20 cm. Trasa przypominała trochę tą, którą odbyliśmy na safari, typowy off –road. Urozmaicały nam ją co jakiś czas pojawiające się zwierzęta. Przebojem były dziś hienowate. Na trasie towarzyszyły nam również samochody Amerykanów i kilku innych grup turystycznych. Ku naszemu zadowoleniu nasi przewodnicy wywieźli nas jednak do innej wioski Mursi, niż cała reszta turystów. Dzięki czemu mogliśmy nacieszyć się zwiedzaniem w spokoju od ferendżi, w mniejszym spokoju od mursi. Mają oni bowiem zasadę podszczypywania i ciągnięcia za rękawy, by przekonać do zrobienia im zdjęcia. Wyznaczyli sobie również najlepszą stawkę za zdjęcie, gdyż wynosi ona 5, a czasami nawet 10 birów za ujęcie. „Pięknych” kobiet oraz „przystojnych” mężczyzn było niemało. Staraliśmy się więc tylko robić zdjęcia różnym osobom, by później skompletować większą grupę. Furorę robiły ostatnie naszyjniki Sławki, które ponownie służyły za materiał przetargowe i ponownie wylądowały na klatkach piersiowych niektórych mężczyzn, mimo, że otrzymywały je kobiety. Gdy pozbyliśmy się wszystkich możliwych drobnych, nadszedł czas by wracać powrotem do Jinka. Przewodnicy podwieźli nas do muzeum etnograficznego, sami zaś pojechali na camping, by dopakować bagaże zostawione tam wcześniej. Muzeum ciekawe, pokazuje dokładny podział plemion w południowej Etiopii, ich sposób ubierania się, ich ceremonie oraz zwyczaje. Porusza również tematy bardziej drażliwe, jak obrzezanie, czy dyskryminacja kobiet. Jako że umówiliśmy się z kierowcami niedaleko pasa startowego, a w pobliżu muzeum nie było żadnego środka transportu, postanowiliśmy przejść się kawałek pieszo. Goniła nas wielka chmura deszczowa, więc mniej więcej w połowie drogi, schowaliśmy się w pobliskiej restauracji, kupując przy okazji kilka napoi na orzeźwienie. Chwilę później przyjechały nasze land rovery. Sprawnie wsiedliśmy i ruszyliśmy w dalszą, długą trasę do Yabello. Był to jeden z najdłuższych dni przejazdowych, gdyż w miejscowości docelowej znaleźliśmy się o 20:00. Zakończył się etap campingów. Tym razem przywitały nas dwuosobowe pokoje z łazienką. Szybkie dobranoc, ustalenie planu na jutro i udaliśmy się do swoich apartamentów.

Pojechali i napisali:

PFR