Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Tajlandia i Kambodża 8.02.-1.03.2011

Prom na wyspy Phi Phi, snorkling


23-02-2012

Dzisiaj pobudka o 5:30. Zamiast recepcji, zadzwonił do nas Ludwik z informacją, że mają tylko  zimną wodę pod prysznicem. Jak się okazało później, recepcja zadzwoniła o 6:00, Ludwik i Krystyna doczekali się zaś pana, który pomajstrował chwilę i przywrócił im ciepłą wodę. Szybkie śniadanko i o 7:00 wyjeżdżaliśmy już do portu, z którego mieliśmy płynąć promem na słynne wyspy Phi Phi, znane między innymi z kręconego tam filmu „Rajska plaża” z Leonardem Di Caprio. Rejs w jedną stronę zajął nam półtorej godziny. Zarezerwowaliśmy sobie miejsca na 2 poziomie, klimatyzowanym, jednak większość czasu spędziliśmy na zewnątrz, obserwując piękne widoki z coraz to nowymi wysepkami, łapiąc słoneczne promienie i bryzę morza andamańskiego. Zimna cola bądź woda orzeźwiała nas co jakiś czas, w końcu dopłynęliśmy do pierwszej z wysp phi phi, gdzie można było spróbować snorklingu. Z naszej grupy zdecydowały się 3 osoby: Ulka, Ludwik i ja. Dostaliśmy maski z rurkami i kamizelki, skakało się grupowo prosto z promu, bądź można było łagodnie zejść po drabince. Ulkę miał pod opieką Own, Ludwika pilnowałam ja. Pięknych rybek było mnóstwo, tak więc mimo sporej ilości osób, każdy z nas mógł przyjrzeć się im dokładnie, kusząc je dodatkowo zmoczonym chlebkiem. Po 20 minutach zdecydowaliśmy się zakończyć miłą kąpiel, na szczęście po wejściu na statek czekały na nas kubły ze słodką wodą, dzięki czemu mogliśmy dokładnie się spłukać z momentami pieczącej nas soli;) Po niecałej godzinie prom ruszył w kierunku drugiej wysepki Phi Phi, na której mieliśmy 2 godziny przerwy na lunch oraz relaks na złocistych plażach. Lunch zjedliśmy z apetytem, z plaży jednak zrezygnowaliśmy, ponieważ słońce dało nam się już wcześniej we znaki 
i woleliśmy pozostać w cieniu przy dobrej kawie w miłym towarzystwie naszego nowego przewodnika.

O 14.10 wszyscy mieli zjawić się powrotem na promie. Zajęliśmy wolne miejsca, ale tym razem większość czasu spędziliśmy w pomieszczeniu klimatyzowanym z dala od słonecznych promieni. Po powrocie na Phuket, pojechaliśmy do centrum naszej wioski, by zakupić owoce, „wapno” oraz wymienić pieniądze. Krystyna przy okazji kupiła sobie nową parasolkę na słońce, gdyż poprzednia uległa zniszczeniu podczas dzisiejszego rejsu. Po drodze natknęliśmy się również na sprzedaż ceramiki, gdzie Bogusia znalazła piękny kubek dla siebie. Pani sprzedająca owoce również była wyjątkowa, gdyż wraz ze swoim mężem częstowali nas wszystkimi możliwymi owocami które mieli zanim je kupiliśmy. Dzięki temu po dłuższym poszukiwaniu w końcu mogliśmy skosztować owoców, których sezon przypada na inne miesiące niż luty. Smakowaliśmy więc mangostana, rambutana, sali i co najważniejsze, do stałego zestawu kolacyjnego dokupiliśmy kawałek duriana. Następnie Own pokazał nam centrum miasta i wróciliśmy z powrotem do hotelu. Po drodze było nam trochę żal kierowcy, gdyż zapach duriana, mimo że był spakowany w kilka siatek, opanował cały bus. Zrozumiałe stały się oznaczenia w niektórych państwach, w których wprowadzono zakaz przewożenia tegoż owocu w pojazdach komunikacji miejskiej. W hotelu jak zwykle spotkaliśmy się na wspólną kolację, zaczynając od melona, poprzez pomelo, aż do deseru, czyli duriana. Odważyły się 4 osoby. Krystyna i Bogusia stwierdziły, że pozostawią te wrażenia innym. Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że mimo potwornego zapachu, smak jest całkiem dobry. Może nie tak rewelacyjny jak opowiada Cejrowski, ale na pewno całkiem zj adliwy. Po wypiciu obowiązkowego wapna udaliśmy się do własnych pokoi. Jutro kolejna wczesna pobudka – 6:30.

Pojechali i napisali:

PFR