Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Zakaukazie 26.04.-14.05.2012

Przejazd do Baku, zwiedzanie stolicy, nocleg


08-05-2012

Godzina 6:30, budzik zadzwonił sygnalizując, że pora wstawać. Dziś śniadanko o 7:15, wyjazd o 8:00. Przed nami długa droga do Baku, zwiedzanie okolic oraz powrót do hotelu. EUROWIZJA 2012 odbywa się w tym roku w stolicy Azerbejdżanu. Właśnie dlatego znalezienie miejsca w hotelu jest niemożliwe, mimo, że jesteśmy 2 tygodnie przed rozpoczęciem tego festiwalu.

Droga do Baku nie należała do najprzyjemniejszych, gdyż nasz busik okazał się być nie do końca sprawny i spaliny zamiast na zewnątrz, lądowały częściowo wewnątrz autka. Lokalny przewodnik obiecał nam jednak wymianę busa w stolicy, tak więc cierpliwie jechaliśmy podziwiając piękne widoki górskiego Azerbejdżanu, robiąc tylko dłuższe przerwy na przewietrzenie samochodu i nas.
Nasz kierowca, właściciel tegoż busa, pomyślał pewnie, że jeśli zamontuje odświeżacz w samochodzie, który będzie wciskał co 10 minut, to spaliny nie będą tak wyczuwalne. Nic bardziej mylnego, gdyby przygód nam brakowało, jechaliśmy również za szybko, więc zatrzymała nas policja i kierowca otrzymał mandat. Wtedy nawet nasz lokalny przewodnik powiedział – temu kierowcy już dziś podziękujemy. I tak się też tsało.
Dojechaliśmy do metropolii Azerbejdżanu, miasta dwukrotnego boomu naftowego – BAKU. Miasto przywitało nas pięknym słońcem, sporym ruchem na drodze, ogromną liczbą nowo wybudowanych wieżowców biznesowych i apartamentowców. Zatrzymaliśmy się przy alei wolności, gdzie trwał akurat pochód ku czci Azerów zmarłych kilkanaście lat temu na terenie Górskiego Karabachu Oprócz nas aleją szło więc mnóstwo uczestników pochodu, dziennikarzy i przedstawicieli rządowych. Z głównego placu, gdzie pali się wieczny ogień, rozciągała się przepiękna panorama na całe miasto oraz zatokę Morza Kaspijskiego. Stamtąd przeszliśmy okolicznym deptakiem z powrotem do busa, który podwiózł nas następnie do centrum.
Rozpoczęliśmy spacer po starym mieście – Iczeri Szechar – miasto zadbane, mnóstwo uśmiechniętych ludzi spacerujących w pięknej pogodzie. Przyjrzeliśmy się dawnym murom obronnym, słynnym ogrodom gubernatora, XIX i XX wiecznym budynkom rządowym oraz kamienicom baronów naftowych, odwiedziliśmy też pałac Szyrwanszacha oraz wspięliśmy się na sam szczyt dziewiczej wierzy, z którą wiąże się wiele legend. Przyjrzeliśmy się architekturze starych karawanserajów, odwiedziliśmy sklepy z pamiątkami, zwiedzanie przebiegało bardzo sprawnie i miło.
Po ponad dwóch godzinach spaceru nadszedł czas na lokalny obiad. Nasza restauracja zlokalizowana była niedaleko placu fontann. Wnętrze we wschodnim stylu, zwinna obsługa, lokalne napoje i dania pozwoliły nam na miłe spędzenie przeznaczonego na obiad czasu. Kuchnia Azerska słynie z baraniny i  właśnie to mięso było podstawą większości naszych dań. Władek stwierdził, że po raz pierwszy miał okazję spróbować rosół na baraninie, przyznał jednak, że wciąż marzy o dobrze wypieczonym szaszłyku (jego marzenie pewnie wkrótce się spełni;) Alicja natomiast była najbardziej poszkodowana, gdyż jej organizm nie przyswaja baraniny, skupiała się więc głównie na spożywaniu surówek, sałatek i chleba. Reszta grupy dzielnie poradziła sobie z wszystkimi lokalnymi przysmakami, podsumowując je jako bardzo smaczne. Szczególnie drugie danie, w postaci pierożków z baraniną z dodatkiem gęstej śmietany, robiło furorę. Niektórzy skusili się nawet na dokładkę.
Po obiedzie przyszedł czas na spacer bulwarem nadmorskim, przeszliśmy 3 km dochodząc do portu, z którego wypływał nasz statek turystyczny. 40 minutowy rejs był miłą odmianą w tak upalnej pogodzie. Morska bryza, piękny widok na miasto od strony morza, komponowały się idealnie z czasem sjesty poobiedniej.
Po rejsie przeszliśmy już do nowego busa – znów biały mercedes, ku naszej radości czystszy i nie trujący spalinami. Nawet kierowca wydawał się być dużo przyjemniejszy w obyciu, mniej nerwowy i bardziej uśmiechnięty. Dostaliśmy małe upominki od lokalnego przewodnika i ruszyliśmy wzdłuż półwyspu Abszeron na zwiedzanie świątyni ognia i płonącej góry.
Świątynia była przez wiele lat czczonym miejscem przez Azerów i obcokrajowców, ze względu na ogień, który wydobywał się tam z ziemi w sposób naturalny. Był to oczywiście ulatniający się podpalony gaz, jednak w dawnych czasach miejsce to było szczególne dla wyznawców zaratusztrianizmu (ogień stanowi dla nich obiekt kultu).
W drodze powrotnej z Płonącej góry zastała nas niemiła niespodzianka. Ulica była tak zakorkowana, że nie poruszaliśmy się do przodu praktycznie wcale. W dodatku w Azerbejdżanie panuje totalny chaos jeśli chodzi o przepisy ruchu drogowego, tak więc wpychał się każdy, bez względu na to w którym kierunku jechał. Spróbowaliśmy skrótu drogą boczną, okazało się jednak, że dojechaliśmy do rurociągu, którego nie dało się minąć. Wróciliśmy więc z powrotem w zakorkowane miejsce. Po 15 minutach bezcelowego stania, kierowca dogadał się z kilkoma innymi Azerami, że jeszcze raz spróbują odnaleźć skrótową drogę. Brnęliśmy więc z powrotem w dziurawą, polną drogę, mając nadzieję, że w pewnym miejscu rurociąg się skończy. Po wielu próbach udało się! Znaleźliśmy okrężną drogę. Odcinek, który normalnie pokonuje się ok. 15 minut, my pokonaliśmy przez godzinę, całe szczęście, że nie czekaliśmy w tamtym korku, gdyż wtedy mielibyśmy pewny nocleg w busie w Baku.
Ruszyliśmy w drogę powrotną. Ze względu na małe opóźnienie, dojechaliśmy do hotelu dopiero po 23:00. Spiesznie więc udaliśmy się do swych pokoi, by wyspać się przed kolejnym dniem długiej trasy.

Pojechali i napisali:

PFR