Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

USA 4-24.09.2012

Grand Teton National Park, Salt Lake City


17-09-2012

Punktualnie o 7:00 w naszych pokojach zabrzmiał dźwięk budzika. Przebudzanie trwało długą chwilę. Większość z nas po prawie 2 tygodniach wyprawy stwierdziła, że łóżka amerykańskie są wyjątkowo wygodne i nie sprzyjają wczesnemu wstawaniu. Wkrótce udaliśmy się na śniadanie, jednak nie obyło się bez opóźnień. Kelnerki nie radziły sobie z obsługiwaniem gości. Jako że nie było bufetu tylko trzeba było zamawiać osobne dania, czekaliśmy dobre pół godziny, zanim dostaliśmy stolik i złożyliśmy zamówienie. Przyzwyczajeni do różnych niespodzianek podczas śniadań amerykańskich wyczekaliśmy swoje, zjedliśmy po czym z małym opóźnieniem wyruszyliśmy w trasę.

Droga do Grand Teton National Park była długa, tak więc na miejsce dojechaliśmy dopiero o 12:00. Przejechaliśmy przez małą miejscowość położoną w dolinie o nazwie Jackson, którą wszyscy się zauroczyli. Obiecałam, że w drodze powrotnej zatrzymamy się tu na dłużej. Zaczęliśmy jednak od pętli przez park, który znany jest z pięknych jezior polodowcowych, zlokalizowanych w urokliwych miejscach, otoczonych górami Teton, których ośnieżone w niektórych miejscach, ostro zakończone szczyty prezentowały się pięknie w pełnym słońcu.
Dziś część grupy miała chwilowy przesyt przyrody, jednak jezioro Jackson i Jane spodobały się nawet tym bardziej wybrednym. Musimy się również pochwalić nowymi gatunkami zwierząt, które mieliśmy okazję dziś zobaczyć: stado pięknych widłorogów, należących do najszybszych zwierząt Ameryki Północnej (w ciągu 1,5 h mogą osiągnąć prędkość 95 km/h), okazałego łosia, gęsi kanadyjskie. Wciąż wyczekujemy spotkania z baribalem lub grizzly (oczywiście z bezpiecznej odległości), jednak tym razem nam się to nie udało. Co niektórzy pocieszyli się zakupem maskotek małego niedźwiedzia, które początkowo miały być upominkami, ale już dziś słyszeliśmy, że niektórzy chcą je sobie zostawić na pamiątkę.
Po 15:00 dojechaliśmy z powrotem do Jackson i zrobiliśmy sobie czas na lunch i zakupy do 17:00. Ze względu na godzinę nasi mężczyźni byli już bardzo głodni, więc pierwsze co zrobiliśmy, to zwiedziliśmy najbliższy steakhouse, zamawiając najróżniejsze dania – mniej lub bardziej trafne – wszystkie jednak smaczne. Dla wszystkich został jeszcze czas na spacer i zakupy.
O 17:00 ruszyliśmy w drogę do stolicy Mormonów - Salt Lake City. Trasa z 4 godzin zmieniła się w 5 godzin. Charlie nie miał dziś szczęśliwego dnia, od rana zaspany, pod wieczór zmęczony, więc wraz z nim pilnowałam drogi, a za mną najwytrwalsi - Jurek i Zbyszek. Reszta dysputowała na najróżniejsze tematy umilając sobie tym sposobem czas drogi i słuchając puszczonej w autobusie muzyki.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, wszyscy zaczęliśmy klaskać Charliemu w podziękowaniu za dowiezienie nas cało po tak długim dniu jazdy. Plusem tak późnego przyjazdu było pół godziny więcej na spanie kolejnego dnia. Rozdałam więc klucze i z głośnym dobranoc i uśmiechem na ustach rozeszliśmy się do pokojów.

Pojechali i napisali:

PFR