Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Kanada i Alaska 29.05-15.06.2013

Anchorage, park Denali


07-06-2013

Anchorage jako stolica jawi się być całkiem rozwleczonym miastem. Zaczynamy nasz dzień, aż trudno powiedzieć czy to nowy dzień, bo poprzedni wcale się nie zakończył. Jemy jak zwykle słodkie śniadanie, gofry z truskawkami i bitą śmietaną a potem ruszamy na zwiedzanie. Krótki spacer po mieście, miejsce na łowienie łososi okazuje się być jeszcze mało zagęszczone przez ryby, trzeba jednak poczekać do sierpnia, ale zawody w wędkowaniu właśnie rozpoczęto, jest nawet pierwsza zdobycz… I czterech startujących z Polski. Sprawdzamy na liście zgłoszonych do konkursu. Decyzją demokratyczną ruszamy poza miasto, znowu na południe, pogoda nie zawodzi, jest bardzo słonecznie i aż 14 stopni. W ośrodku ze zwierzakami mamy wreszcie okazję by poznać z bliska karibu, mulaki i łosie. Zdjęcia i kolejny przystanek w Girdwood, tym razem już nie restauracja tylko tramwaj linowy. Wjeżdżamy na górę, skąd widać siedem lodowców, przy okazji jesteśmy świadkami jednego ślubu i kolejnego w trakcie przygotowań. Nie czekamy na finał i jedziemy na północ do Parku Denali. Naczytaliśmy się sporo o bezdrożach Alaski, o 16 osobach przypadających na kilometr kwadratowy a tu na autostradzie jedynej wprawdzie łączącej południe i północ ruch i to niemały. Oczywiście wszyscy przestrzegają tutejszych zasad ruchu drogowego jadą z jedną prędkością. Trochę się nam dłuży, ale nie ma wyjścia, Alaska to duże odległości. Po drodze mamy przystanek na lotnisku, tu odbywają się loty widokowe nad Parkiem Denali i samym szczytem Mc Kinley. Spora grupa oczekuje na lot, jak się okazuje o 19 startują ostatnie dwa loty na dzisiaj. Widok idealny, słońce nad górami. Pilot namawia na lot zapewniając dobrą widoczność i oferuje nawet lot z międzylądowaniem na lodowcu. Mamy naszą czwórkę, która decyduje się natychmiast. Szykują się do lotu, rytualne ważenie z ekwipunkiem, kurtkami i dostajemy specjalne ochraniacze na buty. Pierwszy samolot gotowy do drogi, startuje, za chwilę Ania i Kris zajmują miejsca w małym samolocie. Lecą tą samą trasą. My pakujemy się do jednego samochodu i ruszamy do Denali. Po drodze widoki bardzo obiecujące, jesteśmy przekonani, że nasi Koledzy będą mieli niezapomniane widoki i przeżycia. Nawet my z punktów widokowych po stronie południowej i północnej mamy dzisiaj idealną przejrzystość powietrza i wspaniały widok na sam szczyt. 6194 metry jak na dłoni. A Denali jeszcze nie ma, odległość się zmniejsza, ale sporo mil i tak do przejechania, mija 21, potem 22 słońce jak u nas w sierpniu w południe. Mijamy pierwsze łosie, przystajemy na sikanie na poboczu, domów i stacji benzynowych co kot napłakał. Na jednej, którą znajdujemy zaopatrujemy się w gorącą herbatę i piwo. Zbliżamy się do Denali, tu najbardziej znany Park Narodowy. I tu gdzieś nasz hotel, Wacek na próżno próbuje namierzyć adres w nawigacji. Jednak bezbłędnie udaje się nam znaleźć hotel wybudowany na samym szczycie wzniesienia. Docieramy do hotelu o 22.30, pani ma już przygotowane dla nas klucze, kwaterujemy się na chwilę przed 23 i załapujemy się na ostatnie przekąski w barze. Naszego koleżeństwa jeszcze brakuje, powinni dotrzeć tutaj za dwie godziny. Za oknem pełnia dnia, słońce i bardzo jasno. Pani w recepcji na pytanie czy i o której robi się tutaj ciemno, odpowiada z wielkim uśmiechem: nigdy! To kolejna biała noc przed nami.

Pojechali i napisali:

PFR