Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Zaczęliśmy dzień od wycieczki łódką motorową przez rzekę Song do jaskini Tham Jang. Gdy dopłynęliśmy do celu, Ania została u podnóża góry by podziwiać uroki wsi. My zaś wspinaliśmy się stromymi schodami aż do głównej groty. Mimo, że jedna osoba w naszej grupie ma klaustrofobię, udało nam się zwiedzić imponująco oświetloną jaskinię w pełnym składzie.
Pożegnaliśmy się z urokliwym miastem Vang Vieng i ruszyliśmy w długą, pełną serpentyn trasę do Luang Prabang. Jechaliśmy 5 godzin, więc każdy z nas pod koniec czuł się osłabiony, mimo że nasz kierowca jeździł bardzo bezpiecznie. Na szczęście na trasie mieliśmy również kilka dłuższych przerw. Zatrzymaliśmy się w wiosce Hmongów, dużo uboższej od tej widzianej w północnym Wietnamie. Następnie wioska mniejszości Khamu, targ rybny oraz targ dzikich zwierząt.
Około 18:00 dojechaliśmy do kurortu położonego na uboczu Luang Prabang – idealne miejsce na zakończenie wyjazdu – zielone alejki, duży basen, centrum spa. Zameldowaliśmy się w pokojach i o 19:00 wyruszyliśmy do centrum miasta na pierwszy spacer i nocny targ. Tam zakupowy szał: srebrne, etniczne paciorki, drewniane rzeźby, jedwabne chusty, ubrania, lampiony. Na kolację naleśniki ze świeżymi owocami: banany, mango, nutella, miód itd.– wybór był bardzo duży, a za 4 zł dostawało się taką porcję, że każdy najadł się do syta.
Wróciliśmy o 21:30 zauroczeni urokliwie oświetlonymi świątyniami oraz życiem nocnym miasta i rozmarzeni przed kolejnym dniem zwiedzania udaliśmy się spać.
