Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wietnam gotowanie 11.2013

Sajgon, tunele Hoszibina


04-12-2013

Uff jak gorąco! Chcieliśmy tropiku to go mamy! Gdy lądowaliśmy w Sajgonie o 10 wieczorem było 26 stopni, a wilgotność (mimo, że jest pora sucha) - ze 200%.
Mamy super hotel w samym centrum, przy głównym deptaku Sajgonu. Dla tych, którzy byli w Chinach od razu nasuwa się porównanie: Hanoi to taki Pekin - konserwatywny, dostojny, zanurzony jeszcze w czasach komunistycznych. Sajgon to odpowiednik Szanghaju - tętniące życiem miasto, gdzie korki na
ulicach są aż do północy, a oprócz wszechobecnego handlu pełno jest fajnych restauracji w różnym stylu, klubów muzycznych, wieczorne życie toczy się też na ulicach.
Imponująca jest też architektura - wiele nowoczesnych, niekiedy naprawdę interesujących budynków.
Sajgon jest największym w Wietnamie i jednym z największych w Azji Południowo Wschodniej centrów ekonomicznych. Korzystając z taniej siły roboczej lokuje tu swoje fabryki wiele międzynarodowych firm.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Tuneli Hoszimina. Już od lat czterdziestych XX wieku partyzanci drążyli w dżungli podziemne tunele, z których wychodzili nocą, by zaatakować wroga. Nasilenie tej działalnośći przypada na lata sześćdziesiąte, kiedy to wykopano kilkaset kilometrów takich tuneli, na głębokości od 2 do nawet 12 metrów. Z jednej strony ich wyloty podchodziły do Szlaku Hoszibina, którym transportowano z północy broń i zaoparzenie, z drugiej - dochodziły do obszarów kontrolowanych przez Amerykanów (ten,
który zwiedzaliśmy był położony wręcz pod bazą wojsk USA). Właśnie z tych tuneli wyszli partyzanci Wietkongu w czasie ofensywy Tet, by zdobyć Sajgon. Tunele robią niesamowite wrażenie. Wąziutkie włazy i takież korytarze (poza mną nikt nie dal się namówić na przejście kilkudziesięciu metrów
tunelem), sprytnie zamaskowane otwory wentylacyjne, zapadnie i zmyślne pułapki na żołnierzy wroga.
Nic dziwnego, że amerykańscy żołnierze panicznie bali się wchodzić do dżungli i nawet wypalanie jej napalmem nie było w stanie wykurzyć partyzantów.
Po fajnym lunchu w modnej restauracji zwiedzaliśmy zabytki Sajgonu: Pałac Prezydencki (obecnie Ponownego Zjednoczenia), sajgońską Katedrę Notre Dame, budynki kolonialne i pagody. Byliśmy też w dzielnicy chińskiej z jednym z największych targów.
Ale przede wszystkim spacerowaliśmy po ulicach miasta, chłonąc jego niepowtarzalną atmosferę.

Pojechali i napisali:

PFR