Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Kuba 27.04-07.05.2017

1 maja na Kubie


01-05-2017

1.05 i to na Kubie nie mogliśmy trafić lepiej. Oczywiście mimo planów wczesnego wyjazdu z Hawany prosto w stronę Trynidadu my upieramy się i chcemy wstać i ruszyć jeszcze wcześniej ale w żaden sposób nie chcemy odpuścić okazji by zobaczyć pochód pierwszomajowy i wydarzenia na Placu Rewolucji.

Nasz przewodnik nie traktuje mojej prośby serio, trzykrotnie się upewnia, że na pewno wiemy czego chcemy. Potem próbuje mnie zniechęcić mówiąc, że nie wie o której godzinie się to wszystko zaczyna, i tu go zaskakuję bo panowie z recepcji wiedzą wszystko bardzo dokładnie, start o 7:30, przemówienia o 8:00. Około 9 będzie po wszystkim.

Luis czyli nasz Kubańczyk nie daje za wygraną i opowiada ileż to tam będzie ludzi, jak ciężko będzie się dostać do samego placu i na pewno będziemy musieli w tym upale iść co najmniej przez pół godziny, a może policja nie zechce nas wpuścić, kiedy i te argumenty do mnie nie trafiają wydaje się złożyć broń i potwierdza wyjazd o 8:30 z hotelu. Całe miasto wyludnione, albo jeszcze śpi, albo wszyscy są na pochodzie. Kiedy docieramy do placu okazuje się, że część ulic jest całkowicie zamkniętych, inne są zablokowane przez autobusy i ciężarówki, które dowiozły tutaj wielu mieszkańców Kuby spoza stolicy. Część osób już po pochodzie z flagami i transparentami wraca, inni śpiewają, gwiżdżą i bawią się doskonale, my idziemy pod samą trybunę. Pochód nadal trwa widzimy kolejne ostatnie już grupy z poszczególnych zakładów pracy, szkół i instytucji publicznych. Dołączamy do zdjęć, jesteśmy serdecznie witani i pozdrawiani przez miejscowych, wszyscy chętnie pozują z nami do fotografii.

Luis wydaje się być najbardziej zaskoczonym rozmiarami pochodu i całym wydarzeniem ale bawi się świetnie, nagrywa swoim telefonem filmiki i robi zdjęcia. Zaraz zacznie nam dziękować, że go tutaj przytargaliśmy.

Kiedy nasycimy się pochodem ruszamy za miasto w stronę Trynidadu. Na lunch docieramy do małego miasteczka Cienfuegos, tutaj najpierw w porcie lunch. Nic szczególnego bo bufet i zwykłe dania, ale ponieważ nie mamy innego wyboru a przed nami jeszcze kilka godzin drogi pocieszamy się tym co jest. Za to widok za oknami ładny, błękitna woda, nawet pierwsze jachty na horyzoncie.

Nieopodal zwiedzamy stary pałac niczym z Disneylandu, w mieście oglądamy piękny teatr, trochę już zaniedbany ale nadal tworzący elegancki nastrój spotkania ze sztuką.

Do Trynidadu docieramy popołudniem, w sam raz by rozgościć się w naszych casas particulares. Po luksusach, w jakich mieszkaliśmy w Hawanie, dzisiaj niezła zmiana, skromne pokoiki, ale schludne i z klimatyzacją oraz ciepłą wodą. Mieszkamy u rodzin, to nowość na Kubie, kiedy uwolniono prywatną inicjatywę wielu mieszkańców otworzyło własne domy dla przyjezdnych oferując im kwatery prywatne.

Nasze gospodynie, bo mieszkamy w dwóch domach podejmują nas miło objaśniając co i jak, a wieczorem wychodzimy na kolację do miasta. I gdy zdawać się nam mogło, że Trynidad to ciche i niemrawe miasteczko jak tylko dotrzemy do centrum miasta okazuje się, że tu wszystko wrze i tańczy oraz śpiewa. W domu muzyki salsa na żywo, orkiestry maszerują od knajpki do knajpki przygrywając do kotleta naprawdę dobrą muzykę.

Po kolacji przenosimy się do innych lokali wydłużając sobie wieczór.

Pojechali i napisali:

PFR