Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Węgry 23-30.08.2017

Nad Balatonem


23-08-2017

Nie dotarłam tu jako kilkuletnia dziewczynka maluchem z rodzicami, potem bywałam często lecąc do Kairu z przesiadką na Węgrzech, ale tylko na lotnisku. Dawno temu na zaproszenie mojej przyjaciółki mieszkałam w Budapeszcie i po latach wracam wraz z rodziną. Przed nami 7 dni w 5 różnych miejscach, by zobaczyć jak najwięcej.

Lecimy z Berlina za naprawdę dobrą cenę aż do Budapesztu. Pogoda zapowiada się o wiele lepiej niż w Polsce, idealny koniec wakacji.

W Budapeszcie wprawdzie zamiast 32 stopni zapowiadanych w prognozie pogody mamy „tylko” 24, ale to pogoda idealna. Wypożyczenie auta bardzo sprawnie i bezproblemowo. Zaskakuje nas jedynie samo auto, które zamiast węgierskie ma słowackie numery, ale jak popatrzymy dookoła to okazuje się, że są i tablice niemieckie, austriackie, czeskie, zatem nic szczególnego. Po raz pierwszy także musimy podpisać dokument o niewyjeżdżaniu poza granice Węgier. Nie mamy tego w planach więc szybko jesteśmy gotowi.

Nasz kierunek na dzisiaj to położony 120 kilometrów od stolicy Balaton. Ileż ja się to o nim nasłuchałam, najczęściej historie już z krypty, jak to bywało przed 20—30 laty na wspólnych wczasach z rodziną, kiedy Węgry to była dopiero egzotyka dla nas. Jest kilka takich miejsc, które mi dudnią w uszach, nie wszystkie widziałam na własne oczy, ale Jałta, Złote Piaski, Batumi w Gruzji, i właśnie Balaton. Zatem bardzo ciekawa obieram rolę pilota w aucie i jedziemy. Autostrada pod samo jezioro, wszystko świetnie oznakowane, bardzo przejrzyste i dobrze widoczne z daleka.

Po niespełna godzinie drogi parkujemy pod naszym hotelem. Co ciekawe i jak dotąd niespotykane właściciele lub recepcja miejsc, w których rezerwowałam nasze noclegi kontaktują się z nami online, telefonicznie by potwierdzić godzinę naszego przyjazdu, zapytać czym i jak dotrzemy na miejsce, ustalić z nami miękkość poduszek… W pierwszym hotelu nad Balatonem tak właśnie było najpierw mail z opisem miejsca parkingowego, teraz już w drodze telefon z recepcji czy jesteśmy w trasie i czy wszystko odbywa się zgodnie z planem.

Ano jesteśmy i na czas kwaterujemy się w naszym hotelu. Jakże miło, najpierw welcome drink, dla dzieci soki do wyboru, dla nas kawa/herbata lub co rzadko spotykane prosecco lub wino oczywiście węgierskie. Potem pani osobiście prowadzi nas do pokoju i objaśnia wszystko co zastajemy na miejscu. Mamy tu wodę, kawę z ekspresu, wszelkie wygody. W szafie znajdujemy szlafroki na basen i o dziwo przygotowano także małe dla dzieciaków. Brawo!

Pędem na głodniaka biegniemy na basen, bo po 17:00 jest strefa ciszy zarezerwowana tylko dla dorosłych. Aż żal byłoby nie skorzystać z pięknego basenu z jacuzzi, fontann, masaży, sauny, itd. A do tego widok na Balaton przez wielkie okno umieszczone tuż nad basenem. Jest cudnie.

Ale głód wygrywa z nami walkę i tak rozsiadamy się by skosztować kuchni fusion. Jest smacznie i dużo i trochę drożej niż w Polsce. Mamy już pierwsze spostrzeżenia, podobnie tu jak w Polsce, te same trendy modowe, sporo tatuaży, dominują te wprost pod szyją u pań, wielkie i widoczne specjalnie wyeksponowane.

Maciej globalnie zauważa, że panie są zgrabne ale mają mocne nogi. Po szczegóły odsyłam do Maćka. Dzieciaki mają spaghetti i łososia i są zachwycone.

Wieczorem spacer nad Balatonem. Promenada mi się kojarzy z Kołobrzegiem, Maćkowi z Władysławowem, te same dmuchane baloniki, piaskowe obrazki, muszelki, piłeczki z kolcami i inne uniwersalne pamiątki nadmorskie z Chin. Lody, gofry, naleśniki, studio tatuażu, piercingu i kebab. Czyli tu akurat egzotycznie nie było, zatem wracamy nad samo jezioro akurat na zachód słońca, potem jeszcze na zaproszenie naszego hotelu kawa i ciastko nad wodą. Ponieważ robi się późno i od wody ciągnie pan roznosi ciepłe kocyki do otulenia się. Jesteśmy urzeczeni tutejszą gościnnością i zapobiegliwością. Dzieciaki traktowane w tym hotelu w pełni praw niczym dorośli goście mają swoje napoje i swoje ciastka.

Kiedy po 21:00 wracamy do pokoju jesteśmy wszyscy zmęczeni i zasypiamy w klimatach buddyjskich.

Pojechali i napisali:

PFR