Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Po Placu ruszamy do Muzeum Antropologii. Świetne eksponaty, do tego bardzo ciekawie pokazane. Wybieramy tylko najistotniejsze dla nas sale: Teotihuacan, Majowie, Aztekowie, Tula. Jest co oglądać staramy sobie ułożyć to wszystko chronologicznie. Przerwa na odpoczynek i małe co nieco. Tym razem zupa aztecka –jest to lokalna gęsta zupa z kawałkami awokado, pomidorów, paskami tortilli, cząstkami prażonej świńskiej skóry, serem i śmietaną. Zasiadamy przy stoliku na zewnątrz i mamy wielki ubaw z wiewiórek, widać oswojone z ludźmi i obiektywem podchodzą bardzo blisko. Robimy im zdjęcia, ale to nie wystarcza. Wiewiórki upatrzyły nas sobie jako ofiary swoich zabaw. Siedzą teraz na drzewie nad nami i zrzucają na nas i na stół kolki, szyszki, obgryzają kawałki nasion…Chroń się kto może.
Wzmocnieni duchowo i cieleśnie przejeżdżamy do Xochimilco –dzielnicy tzw. pływających ogrodów. Mamy to szczęście, że jest sobota i na parkingu brakuje miejsc na samochód, a łodzie stoją w wielkim korku by włączyć się do ruchu. Mamy mnóstwo frajdy widząc jak to tu działa. Łodzie przesuwają się ocierając jedna o drugą. Ktoś nas przepycha na prawo, inny za chwilę na lewo, zamiast do przodu wracamy do portu…Co za Meksyk!
Przepływamy obok radosnych łódek z młodzieżą świętującą swoje okazje przy tequili, piwie i słodyczach, gdzie indziej całe rodziny nawet tańczą na łodzi. Jest co oglądać. My także mamy swoich mariachi. Podpływają do nas swą małą łódką i za chwilę po otrzymaniu zgody na kilka piosenek przechodzą do nas. Nie będąc złośliwymi zsumowaliśmy ich wiek na 1500 lat (a było ich 9 osób), co i tak jest optymistycznym wynikiem, bo obok przepływały składy szacowane przez nas na 2000 lat…I się zaczęło, najpierw piosenka o karaluchu, potem Guadalajara i jeszcze jedna Celito Lindo. Uśmieliśmy się widząc ogromne zaangażowanie śpiewaków oraz ich kunszt instrumentalny. Mieliśmy sporo dobrej zabawy i o to chodziło. Wracamy do portu. Dostajemy kwiatki na pożegnanie (oczywiście tylko panie). Zanim jednak dane nam będzie zejść na stały ląd musimy przedrzeć się ponownie przez cumujące tu łódki czekające na swoją kolej wysadzania pasażerów. Oj mamy sporo śmiechu. Bo wygibasy naszych sterujących zasługują na wielkie uznanie.
Czas na powrót do hotelu. Kolacja i żeby zakończyć miło dzień umawiamy się w pełnym składzie na spacer na Zocalo i na Plac Garibaldich, gdzie późnym wieczorem gromadzą się grupy mariachi, które na zamówienie grają swoje słynne utwory. Jest kawałek do przejścia ale bawimy się wyśmienicie. Rzeczywiście odczuwamy wysokość. Temperatura spadła i to znacznie, a do tego wieje dość chłodny wiatr. O 23 docieramy do łóżek i z wielką ochotą zasypiamy.
A kolejny dzień to Teotihuacan, Matka Boska z Gwadelupy i Plac Trzech Kultur.
Spotykamy się na śniadaniu i jesteśmy zaskoczeni temperaturą na zewnątrz. Wcale nie jest ciepło i zgodnie z hotelową prognozą pogody bliżej 5 stopniom niż spodziewanym 25. Wracamy po kurtki i kapelusze. Ruszamy sprzed hotelu, pierwszy przystanek jeszcze w obrębie miasta na Placu Trzech Kultur. Po wczorajszych odwiedzinach Placu Głównego w Meksyku i Muzeum Antropologii mamy dobre przygotowanie i łatwiej nam umiejscowić teraz pewne wydarzenia oraz połączyć je w całość z długą historią Meksyku. W kościele akurat poranna msza niedzielna, prawie niezauważeni wchodzimy, żeby zobaczyć chrzcielnicę Indianina Juana Diego a potem ruszamy w stronę Teotihuacanu. Mamy jeszcze chwilowo problemy z zapamiętaniem nazw w języku nahuatl ale staramy się ćwiczyć hiszpański. Przodują Mariusz i Wiesiek. Obaj bardzo ambitnie postanawiają opanować nazwy naszych zabytków na trasie. Nauka trwa. W Teotihuacanie wcale nie jest dużo cieplej niż w stolicy. Następuje rozłam w grupie, niektórzy decydują się na polary i kurtki, inni wręcz przeciwnie zostają w garderobie wiosenno-letniej. Jak się okaże oba rozwiązania były poprawne, najpierw marzniemy my bez kurtek, mamy gęsią skórę i szukamy kawałka ziemi ze słońcem , by się ogrzać, potem pocą się i rozbierają nasi ubrani Koledzy. Bardzo dobrze, że przyjechaliśmy tu tak wcześnie, ruiny mamy praktycznie póki co tylko dla nas. Wszędzie pusto, zaczynamy od pałaców i Piramidy Księżyca. Dzielnie wspinamy się do połowy budowli, bo tylko do tej wysokości wolno nam turystom wchodzić. Stąd przepiękny widok na ruiny. Jest na co popatrzeć, z daleka widać także Cytadelę, do której chcemy dotrzeć pieszo na sam koniec naszej wędrówki. Marysia obserwuje nas z dołu. Oczywiście znowu zdjęcia, same panie, sami panowie, na siedząco, na stojąco, wchodząc, schodząc. Maszerujemy dalej. Pojawiają się pierwsi sprzedawcy, wokół nas słyszymy: Ile dasz? Dobra cena, w prezencie…Jesteśmy póki co nieugięci i udajemy niezainteresowanych, choć każdy z nas ciekawie zagląda do koszyków sprzedawców wypatrując czegoś ciekawego dla siebie. Zakupy jednak odkładamy na sam koniec mając nadzieję na zmęczenie sprzedawców a tym samym na obniżenie cen oferowanych pamiątek. Metoda jak się okaże na końcu bardzo skuteczna. Zanim jednak zakupy to przed nami Piramida Słońca, oczywiście wszyscy decydują się zdobyć jej szczyt. Mamy do pokonania 70 metrów po stopniach w górę. Częściowo wejście jest dość strome, gdzie indziej dość łagodne. Jedni szybciej, inni wolniej wspinamy się na samą górę. Tu łapiemy energię, Monia i Czesia potwierdzają, że to dobre miejsce, więc za ich przykładem odnawiamy siły i oczywiście fotografujemy całą okolicę i siebie ze szczytu piramidy. Widoczność zachwycająca, niebieskie niebo a co za tym idzie wspaniałe zdjęcia. Przed nami dalszy marsz do Cytadeli. I powoli czas na negocjacje. Całkiem przez przypadek pojawia się obok nas pan z ładnymi maskami. Zaczyna od bardzo wygórowanych kwot. Ale co krok to niższa cena, biorę go na przeczekanie i dobrze wyczułam sprzedawcę, do schodów gdzie kończy się jego rewir ceny maleją do akceptowalnych. Kupujemy trzy maski i tym samym rozpoczynamy nasze zakupy w Meksyku. Ula i Krzysiek, Monia i Ja mamy po masce. Wzięciem cieszą się także figurki Boga Słońca i Księżyca oraz obsydianowe noże. Sprzedawcy namierzyli nasz autobusiki nawet tu czekają licząc na zakupy. Niektórzy z nas dobijają targu i ruszamy. Nie czujemy jeszcze, że mimo wiatru i dość wysokich filtrów każdy z nas został wyraźnie muśnięty przez słońce. Mamy czerwone nosy, dekolty, karki…Wakacje pełną parą. Czas na wizytę w fabryce obsydianu. Nas bardziej niż zakupy interesuje produkcja pulque –napoju alkoholowego z agawy. Najpierw demonstracja, potem degustacja. Na pierwszy ogień idzie pulque –nie wywołuje zachwytu. Zupełnie inaczej smakuje nam tequila, zarówno jej wersja dla panów jak i dla pań. Najwięcej emocji jednak mamy wraz z piciem mezcala. To narodowy trunek Meksyku mający w butelce robala. Akurat ostał się na dnie butelki ostatni łyk wraz z tłuściutkim robakiem. Zadaję pytanie kto na ochotnika wypije wzmocnioną porcję mezcala. I nie trzeba dwa razy powtarzać, las rąk w górze, pierwszy był jednak Krzysztof. Szykujemy aparaty i raz, dwa, trzy…Na zdrowie!
Po takiej dawce z trunków z agawy mamy jeszcze wybór wśród likierów owocowych. Najbardziej smakuje nam żółty likier z owoców kaktusa. Dość tego picia. Teraz jesteśmy głodni. Trafiamy do lokalnej restauracji, gdzie zamawiamy typowe przysmaki kuchni meksykańskiej. Większość z nas wybrało quesadille –placki kukurydziane złożone na pół na ciepło z serem w środku, do tego obowiązkowo guacamole sos z awokado. Dodatkiem będzie też pasta z fasoli. Moni nie smakuje fasolowa przystawka, Wiesiek znowu zajada się nią odrzucając swoje tacos –rurki z tortilli z nadzieniem z kurczaka. Zresztą grupa gromadnie wymienia się zamówionymi daniami. Z talerza na talerz podrzucamy sobie różne smakołyki do smakowania.
W dobrych humorach kończymy nasz posiłek w rytm muzyki na żywo. Śpiewają i grają największe hity meksykańskie, które znamy z Polski. Nucąc fragmenty piosenek zasiadamy w autobusie. Niektórzy z nas głośno zastanawiają się czy w takim stanie wypada odwiedzić Matkę Boską z Guadelupy…
"Chciałabym serdecznie podziękować za wspaniałą keralską przygodę! Dziękuję za wszelką pomoc okazaną przed i w trakcie wyjazdu, dziękuję za wspaniałą opiekę pięknie uśmiechniętej, pomocnej i świetnie zorganizowanej Karoliny, dziękuję za inspirujące warsztaty z Pauliną w niezwykle urokliwym Kondai Lip. To był piękny czas!"
"Chciałbym podziękować w imieniu swoim i żony za super wycieczkę, najlepsza do tej pory, na jakiej byliśmy, wszystko dopięte na ostatni guzik. No i wielkie dzięki za Izę i super przewodników!"
"Chciałam gorąco podziękować z możliwość poznania Madagaskaru. Wyprawa, choć trudna absolutnie niezwykła i niezapomniana Podróżowanie z Anią to czysta przyjemność; nawet w absolutnie ekstremalnych warunkach. Cieszę się bardzo z tego czasu i mam nadzieję, że niedługo znowu wyruszę z Esta Travel. Pozdrawiam serdecznie"
"Safari fantastyczne! Naprawdę super. Kierowca ekstra, park przepiękny, super warunki. Wszystkim nam BARDZO SIĘ PODOBA !!! Dziękujemy"
"Dzień dobry Pani Estero. Chciałbym bardzo podziękować za wspaniałą wycieczkę. Muszę przyznać, że Pakistan zrobił na mnie ogromne wrażenie. Cieszę się, że to akurat z Pani biurem i Anią "przetarłem szlak". Nie będę się rozpisywał na temat programu, hoteli itp. ponieważ Ania zna moją opinię na te tematy i na pewno Pani przekaże (nie było na co narzekać). Jeśli chodzi o Anię, to napiszę tylko, że z taką kobietą aż chcę się podróżować. Mam nadzieję, że to nie ostatnia wyprawa z Pani biurem. Jeszcze raz dziękuję za super spędzony czas. Pozdrawiam"
"Właśnie wróciłam z drugiego wyjazdu z Waszym biurem w tym roku. Nie jestem osobą zbyt otwartą, opisując wrażenia i odczucia, ale nie mogę, nie wyrazić swojego zachwytu z tych pobytów. Jesteście niesamowicie profesjonalnym, rzetelnym biurem podróży. Już po pierwszym wyjeździe czułam się niesamowicie zaopiekowana, dopieszczona i zadowolona, ale pomyślałam, że to może przypadek, miałam szczęście, ale po drugim wyjeździe stwierdziłam, że to nie przypadek. Wy jesteście po prosu ŚWIETNI !!! Bardzo dziękuję za wspaniałe wakacje. Były to wyjazdy do Pauliny Młynarskiej, którą uwielbiam i na pewno jeszcze nie raz skorzystam z takich wyjazdów. Polecam biurko Esta Travel znajomym, bo wiem, że warto. Obserwuję Was w mediach społecznościowych i razem z mężem planujemy wyjazd z Esta Travel w jakieś ciekawe miejsce na Ziemi, może Azja ? Do..."
"Dziękujemy! Było bardzo bardzo bardzo trudno. To była dla nas najtrudniejsza rzecz w życiu. Wiatr był potężnie silny, wiele osób zrezygnowało. Generalnie bardzo dobra organizacja podczas trekingu jak i poza. Dziękujemy serdecznie za te niesamowite wakacje. Tanzańczycy to świetni ludzie. Świetnie przeżycie! "
"Chcielibyśmy serdecznie podziękować za zorganizowaną wycieczkę do Apulii, a w szczególności podziękować Martynie za perfekcyjną opiekę i organizację. Udało nam się nawet wspólnie odkryć nieznany dotąd akcent polski w Apulii, więc w trakcie wyjazdu staliśmy się nawet odkrywcami. "
"Chciałam w imieniu całej rodziny podziękować za super safari. Kierowcę mieliśmy bardzo sympatycznego. Lodge tez była świetna. Wielkie dzięki!"
" Wyprawa do Peru to była niesamowita przygoda, pełna wrażeń i wyzwań. Wracamy zadowoleni, z tysiącem zdjęć i głowami pełnych wspomnień. "
"Serdecznie dziękujemy ESTA TRAVEL za zorganizowanie niesamowitej wyprawy do Ugandy. To była absolutnie niezapomniana przygoda, która przyniosła nam wiele radości, emocji i niezwykłych doświadczeń. Wszystko od samego początku było perfekcyjnie zorganizowane, od transportu, zakwaterowania w malowniczych klimatycznych loggiach, po sam program wycieczki. Doceniamy Pani pasję i zaangażowanie w organizację wyprawy wyjątkowej i niepowtarzalnej. Dopracowanie wszystkich szczegółów sprawiły, że była to podróż magiczna - komfortowa i bezpieczna. Jesteśmy bardzo wdzięczni. Specjalnie podziękowania dla Pani za wsparcie na samym początku podróży kiedy nasze bilety lotnicze raz za razem były anulowane, a my przerażeni… ale co źle się zaczyna, dobrze się kończy. Pani spokój był dla nas wybawieniem."
"Dziękuję Ci bardzo za ostatnie cudowne, dwie wyprawy. Spełniłaś moje młodzieńcze marzenia poznania Egiptu i zabrałaś mnie w przepiękne góry, o których śniłam przez ostatnie miesiące, pozwoliłaś mi uciec od stresu i pooddychać światem; wspaniały czas! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! "
"Chciałabym bardzo podziękować za cudownie zorganizowany wyjazd. Wszystko było dopracowane i zapięte na ostatni guzik."
"Chcieliśmy jeszcze raz wyrazić nasze zadowolenie z udziału w ekspedycji pod hasłem "Wielka włóczęga po Egipcie". Jest nam bardzo miło, że poznaliśmy się osobiście. Pełen szacunek za szeroko rozumiany profesjonalizm."