Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Bali-SPA 12-23.04.2010

2 dzień


13-04-2010

Wylądowaliśmy w Denpasar. Na początku załatwiliśmy formalności wizowe. Celnicy uśmiechali się do nas, a potem wyrazili swój smutek z powodu tragedii, która miała miejsce w naszym kraju.

Przeszliśmy, żeby odebrać bagaż główny. Przez chwilę mieliśmy obawy, że zaginął w czasie podróży. Na szczęście okazało się, że był gdzieś głęboko zapakowany w luku samolotu. Z bagażem przechodziliśmy do kontroli antynarkotykowej. Stanęliśmy w rządku. Zostaliśmy obwąchani przez psiego funkcjonariusza straży granicznej. "Rozmerdany" funkcjonariusz szybko przeszedł przed nami i za nami. Później jeszcze tylko prześwietlenie bagaży i złożenie deklaracji celnych.Wyszliśmy przed budynek lotniska. Tam czekał na nas Dana. Dana to przesympatyczny Balijczyk w średnim wieku i nasz przewodnik na wyspie. Dana i kierowca wyrazili swój smutek z powodu śmierci naszego prezydenta i wszystkich pozostałych, którzy zginęli w czasie nieszczęśliwego lądowania w Smoleńsku.

Jadąc do hotelu przejeżdżamy przez zamieszkiwany przez pół miliona mieszkańców Denpasar (dawny Badung). Oglądamy typową, niską zabudowę Bali. Opowiadam Marysi, Joli i Zbyszkowi o balijskich zwyczajach. Czasem w rozmowę włącza się Dana.
Dojeżdżamy do hotelu. Szybko załatwiamy formalności w recepcji. Umawiamy się na 19 na niewielki spacer i kolację. Po długim locie przez kilka godzin rozkoszujemy się możliwością relaksu.
 
Przed 19 wszyscy jesteśmy w recepcji.Po krótkim spacerze wybieramy restaurację, w której zjemy kolacje. Miejsce jest bardzo urokliwe. Wybieramy stolik na tarasie pierwszego piętra. Kelnerka wita nas i pyta skąd jesteśmy. Gdy dowiaduje się, że z Polski natychmiast zapewnia nas o swoim głębokim smutku z powodu śmierci naszego prezydenta i elity politycznej. Temat tragicznego ostatniego lotu prezydenckiego Tupolewa wraca do nas niczym bumerang. Jesteśmy zaskoczeni, że mimo odległości pomiędzy naszymi krajami Balijczycy tak dobrze orientują się w sytuacji w Polsce.
Każde z nas jest ciekawe dań balijskiej kuchni. Wybieramy makaron z warzywami w sosie sojowym i z kurczakiem oraz ten sam makaron z krewetkami. Wcześniej dostajemy powitalny napój na bazie imbiru i soku z zielonych pomarańczy, sajgonki wypełnione warzywami w sosie słodko-kwaśnym i pieczywo czosnkowe. Po wyśmienitej kolacji ruszamy na powolny obchód miasteczka, zaglądamy do niewielkich rodzinnych sklepików, salonów masażu. Nie decydujemy się na wieczorny spacer po plaży, bo Dana ostrzegał nas przed wężami wodnymi i demonami.
 
Opowiadam Joli, Marysi i Zbyszkowi o tym, że Balijczycy wierzą w to, że demony mieszkają na dnie morza.
W czasie naszego spaceru oglądamy niewielkie ołtarzyki wybudowane przed niemal każdym budynkiem. To miejsca gdzie mieszkańcy wyspy wystawiają dary dla swoich bogów. Większość darów przygotowana jest bardzo starannie. Ołtarzyki często ozdobione są kwiatami. Dary dla bóstw podaje się na naczynkach uplecionych z liści bananowca. Czasem widzimy też podobne dary ustawione na ziemi. To ofiara dla demonów. W ten sposób mieszkańcy chronią się przed ich złym wpływem.
Wracamy do hotelu. Na krótko wyruszamy do hotelowego baru, żeby posłuchać muzyki na żywo. Potem wracamy do naszych pokojów. Zmęczeni po locie i pełnym wrażeń wieczorze zasypiamy niemal natychmiast.

Pojechali i napisali:

PFR