Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Etiopia 6-25.02.2011

Powrót do Addis, przelot do Polski, podsumowanie wyjazdu


24-02-2011

Przed nami ostatni dzień pobytu w Etiopii, to dzisiaj kilka minut po północy odlatujemy do Polski. Najpierw jednak jeszcze w Awasie odwiedzamy targ rybny. Tu marabuty, które chciwie wypatrują resztek po połowie ryb i klekoczą z radością gdy uda się im złapać kawałek ryby. Na drzewach obok targu koczkodany. Wydają się być bardzo przyjazne. Pakujemy się do aut i po drodze robimy kolejny postój w małym parku ze strusiami i przede wszystkim z pięknym widokiem na dwa jeziora.

Mała przerwa na kawę i zimne piwo. Wjeżdżamy do Addis. Tu spotkanie z naszym starym autobusem i naszym ulubionym kierowcą. Żegnamy ekipę z jeepów i południa. Przepakowujemy nasze bagaże i lunch w lokalnej restauracji. Jedzenie smaczne ale i drogie – jesteśmy w stolicy.
Zostały nam jeszcze dwa miejsca do zwiedzenia: najważniejsza jest Lucy w Muzeum Narodowym. I tu niespodzianka, nie chcą nas wpuścić do środka. Pan prezydent ma akurat dzisiaj jakieś ważne spotkanie i we wnętrzach podejmuje swoich gości. Spróbujemy pojawić się tu jeszcze za moment. Póki co Katedra i miejsce pochówku słynnego cesarza.
Tu nie ma żadnych problemów z wejściem. Ulice Addis po wizycie na północy i na południu wydają się szaro-bure i zupełnie bez wyrazu.
Przemykamy szybko by zrobić kawowe zakupy. Aromat kawy wypełnia cały sklep – galerię. Najpierw jednak degustacja i szybko wybieramy kawę i szykujemy nasze zamówienia. Dobrze, że nic nas nie goni. Mimo wielu osób z obsługi tylko jedna pani mówi trochę po angielsku i potrafi nam wytłumaczyć co i za ile możemy kupić. Ustawia się kolejka, realizacja zamówień idzie bardzo opornie. Nie poddajemy się, tym bardziej, że kawa ma być dla wielu z nas koronnym pomysłem na prezenty. Wreszcie udaje się nam wszystkim spełnić listy życzeń. A nasze notatki i doświadczenie okazuje się pomocne dla nowoprzybyłych klientów ze Skandynawii.
W drodze do restauracji na kolację krótki postój przed galerią Pani Barbary Goshu. Stanisław upatrzył sobie obraz Jej Męża Worku Goshu. Odbieramy go teraz i żegnamy z przemiłym małżeństwem.
Kolacja pożegnalna w Restauracji Kulturalnej – tak przynajmniej mówi nazwa. I na sam koniec pobytu w Etiopii tylko tradycyjne dania i bufet wegetariański i mięsny. Wzorem tutejszych zwyczajów zasiadamy do niskich stolików, na talerzach indżera – szmata w kolorze szarym, burym i białym. Dodatki.
Na scenie pokazy lokalnych tańców i  piosenek. Nasza grupa powiększa się o syna i partnerkę Alema. Nie możemy napatrzeć się na rozkosznego Malucha. Niestety czas nagli i musimy powoli zbierać się na lotnisko. W autobusie podziękowania i wymiana drobiazgów etiopskich.
Już przed lotniskiem żegnamy naszych opiekunów i ruszamy do odprawy. Tu jeszcze kontrola bagażów i powoli zmierzamy do przepakowania naszych waliz. Nasi Bliscy uprzedzili nas o mroźnej aurze, która podejmie nas w Warszawie. Wygrzebujemy nasze kurtki, polary, zimowe buty. Aż nie chce się nam wierzyć, że zaledwie za kilka godzin nic nie pozostanie z upałów i tutejszego afrykańskiego słońca.
W Warszawie lądujemy z niewielkim poślizgiem. Czas na podziękowania i pożegnanie.
I tak dobiegła do końca nasza wspaniała wyprawa. Nie było łatwo. Pokonaliśmy w sumie 4300 kilometrów, często tylko szutrowych i dziurawych tras. Zaprzyjaźniliśmy się z mnóstwem lokalnych bardzo egzotycznych plemion. Przed nami przeglądanie niezliczonej ilości zdjęć i nagranych filmów. Przygotujemy te najlepsze by opracować z nich prezentacje.
W trakcie ostatnich prawie trzech tygodni:
- tańczyliśmy z miejscowymi dzieciakami na szutrze w wiosce Dorze,
- Ewa M. dzielnie przemierzała trudne trasy i zwiedzała całą Etiopię w swoich niezapomnianych złotych sandałach,
- na trasie południowej towarzyszył nam stale rytm i takt z piosenki Waka, Waka, stale przypominany przez naszego Kierowcę z auta nr 5,
- Estera została uwięziona w łazience jednego z hoteli, ale było warto bo z odsieczą i to natychmiastową pospieszył niezawodny Krzyś, który wyciągnięty wprost spod prysznica uwolnił mnie bardzo szybko,
- nie udało się nam namówić miejscowej kobiety na pomoc Jej dziecku, wszyscy poruszeni fatalnym stanem zdrowia malucha, wysypką i ranami na ciele zaproponowaliśmy Jej transport i pomoc w Awasie, niestety odmówiła,
- za to nasze dwie wizyty w lokalnych szkołach były bardzo owocne i przekazane przez nas drobiazgi oraz zebrane pieniążki na pewno zostaną dobrze wykorzystane.
- Monia została Miss Uśmiechu czarując w każdej kolejnej wiosce miejscowych swoim aparatem na zębach,
- Mila rozsmakowała się w czacie,
- zjedliśmy mnóstwo makaronu i zup,
- Ewa B. własną piersią dzielnie podtrzymywała stertę naszych walizek w autobusie,
- Ela i Bogdan zredukowali swój bagaż na powrocie do minimum rozdając prawie wszystkie zabrane ze sobą do Etiopii rzeczy,
- Aga wracała do Polski w całkiem już rozklekotanych butach, które najpierw okleiła taśmą srebrną, by na sam koniec nałożyć na buty skarpetki i wyglądać niczym w rasowych walonkach,
- Ula i Krzyś po raz kolejny zrobili tysiące zdjęć, które teraz czekają na selekcję i na pewno wkrótce zachwycą nas wszystkich,
- ustaliliśmy kolejny cel wyjazdu za rok: Cejlon,
- dzięki Andrzejowi poznaliśmy wiele faktów historycznych i przyrodniczych oraz niesamowicie deklamowane wiersze i całe poematy,
- Małgosia okazała się wśród nas największą wielbicielką coli, jej chwilowa niedyspozycja pozwoliła nam poznać lokalnego felczera a nawet udało się nam go zaprosić na wspólną kolację,
- Bydgoszcz podejmowała nas wykwintnymi trunkami na trasie i rozpieszczała nasze podniebiena zachomikowanymi kabanosami i krakowską na campingu,
- Mirek O. wykończył na trasie swoją walizkę i został ulubieńcem nie tylko uczestników wycieczki ale także miejscowych dzieciaków, które bardzo chętnie towarzyszyły mu w ogonie naszej gromady,
- zyskaliśmy serdecznego Kolegę Alema.

Pojechali i napisali:

PFR