Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Przed nami dość długi i raczej monotonny przejazd do Samarkandy. Droga jest zaskakująco dobra, do samej Samarkandy wiedzie dwupasmowa autostrada. Po drodze mijamy ciągnące się kilometrami stragany z arbuzami, melonami i granatami.
Na jednym z przystanków ulegamy pokusie i zaopatrujemy się grupowo w świeżo wyciskany sok z granatów, a na następnym wybieramy wielkiego melona i prosimy o pokrojenie.
Droga nam się trochę przeciągnęła, jedziemy więc prosto na lunch. Trzeba przyznać, że jedzenie na trasie jest wyśmienite, jeszcze nie trafiliśmy źle, choć kuchnia jest tu raczej ciężka i bazuje na duuuuużej ilości mięsa.
Po lunchu krótka wizyta w naszym hotelu - tyle tylko żeby się odświeżyć i zrzucić walizki i ruszamy na podbój miasta!
Ponieważ miejsca warte odwiedzenia są rozsiane na dość dużym obszarze, naszym autokarem jedziemy najpierw do stanowiska archeologicznego Afrosiab, a następnie do obserwatorium Uług Bega.
W międzyczasie robi się ciemno, zabytki Samarkandy są wspaniale podświetlone, a my podjeżdżamy pod Registan. Plac główny Samarkandy robi na nas ogromne wrażenie! Wygląda niczym z baśni Tysiąca i jednej nocy! Magicznie rozświetlony, majestatyczny, olbrzymi. Nie możemy się nasycić jego widokiem. Jutro wracamy tu za dnia!
