Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Seszele i Madagaskar 16.11-5.12.2016

Orzechy coco de mer


18-11-2016

W nocy leje jak z cebra. Dudni o nasze dachy. Wcale nie chce przestać. Rano wcale nie jest lepiej, wprawdzie mamy zbiórkę o 8:30 a jest dopiero 6:00 ale mgła, ciężkie chmury,niebo zasnute na szaro.Katastrofa, raju to dzisiaj raczej tu nie zobaczymy. Ale niezawodne okazują się prognozy pogody online, każdy ma inny portal i każdy ma inną prognozę. W jednych nie pada teraz co jest nieprawdą bo leje niemożebnie, w innych ma nie padać popołudniem i w te chcemy wierzyć.

Najpierw jednak w pełnym rynsztunku jedziemy na śniadanie do restauracji hotelowej, która jest nad oceanem. Bardzo smaczne jedzenie, urozmaicone i świeże. Wzmocnieni i posileni nie odwlekamy decyzji o wyjeździe i zbieramy się na wycieczkę po Praslin. Najpierw mamy odwiedzić park z palmami jedynymi w swoim rodzaju z wielkimi orzechami coco de mar. To wyjątkowa osobliwość tej wyspy i symbol Seszeli. Że ważny i poważany przekonaliśmy się już na lotnisku, kiedy podczas kontroli paszportowej w paszporcie każdego z nas wbito nam pieczątkę z orzechem o tyle nietypowym, że jego kształt przypomina bardzo obfite pośladki kobiece i kojarzy się bardzo jednoznacznie.

My dzisiaj podzieleni na dwie grupy: zwiedzającą i plażującą teraz dzielimy się i ruszamy każdy w swoją stronę. U nas postój w małym sklepiku spożywczym po wodę i suszone owoce. I tu bardzo dziwna sytuacja, kiedy cofam by włączyć się do ruchu nagle jakieś łubu dubu i okazuje się, że wjechałam w pana. Sytuacja bardzo dziwna, ale kajam się i proponuję zabrać pana do szpitala, ten jak dotąd wijący się z bólu mocno stoi na swoich nogach ale jak słyszy słowo szpital od razu bardziej prężnym krokiem oddala się od nas i nie oczekuje żadnej pomocy, ale wymownie powłóczy wzrokiem za nami, jakby czegoś się jednak spodziewał. A ja daję słowo sprawdzałam dwa razy czy droga wolna i była wolna, pan był kawałek ode mnie ale widział, że zaczynam cofać więc stał i czekał… Jak to się mogło stać?

W parku wewnątrz wyspy zakupujemy bilety i mimo deszczu udajemy się na najdłuższą trasę dookoła parku by naoglądać się dość orzechów coco de mer. Już po pierwszych metrach wiem, że tu się nam będzie podobać i  że warto było wybrać się na wycieczkę nawet mimo deszczu, który tutaj wydaj się  w ogóle nieodczuwalny. Gdyby nie szelest liści i spływającej ciurkiem z łodyg strumykiem wody moglibyśmy udawać, że jest całkiem sucho.

Udaje się nam wypatrzeć mnóstwo ptaków, ślimaki, jaszczurki, nawet kraby.

Po spacerze sesja zdjęciowa z orzechami i ruszamy na plażę. Podobno najpiękniejsza na wyspie. Słabe oznakowanie, docieramy do końca drogi i przygodnie zapytany chłopak potakuje pokazując drogę, że ta plaża to jednak przed nami. Gdyby nie kilkoro napotkanych turystów dawno byśmy już stracili zapał w zejściu do wody, okazuje się że zaparkowaliśmy dość wysoko, a teraz dość stroma droga prowadzi nas ze wzgórza do plaży. Pada, cały czas, droga rozmiękła i jest śliska. I do tego czerwona. Ale maszerujemy dalej i kiedy dotrzemy na samą plażę po około 25 minutach drogi nagle zacznie się przejaśniać, powoli na piasku pojawiają się nieśmiałe cienie naszych sylwetek. Znak, że sońce wygrywa właśnie swoje zmagania z deszczem i za chwilę po raz kolejny cała wyspa skąpie się w słońcu. Ku naszej radości woda staje się bardziej intensywnie zielono-niebieska, piasek wybiela się natychmiastowo. A do tego magiczna jaskrawa i świeża zieleń. Jest cudnie, to jedna z piękniejszych plaż jakie widziałam.

Szkoda, że musieliśmy maszerować do niej tak daleko, bo potem nikt nie chciał wracać i musiałam sama iść po auto i przejechać po resztę. A tu małe zaskoczenie, kiedy okazało się, że mapa w książeczce, którą dostaliśmy w recepcji nie jest do końca taka aktualna i pokazuje tylko duże drogi ale nie wszystkie które są przejezdne i mogłyby skrócić znacznie trasę.

Wreszcie spotykamy się komplecie, Park, lunch i plaża, niby trzy punkty tylko ale za to jakie ważne i bez pośpiechu dało się nam zobaczyć wszystko. Wracamy na wieczorne pogaduchy do naszej willi.

Trzymamy kciuki za jutro. Potrzebujemy dużo słońca.

Pojechali i napisali: