Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Chociaż raz od bardzo dawna lot z Warszawy nie bladym świtem tylko o całkiem przyzwoitej porze, ale i tak startuję wcześnie, bo chcę odwiedzić Asiunię w Jej Kromce, czyli najlepszej piekarni w Warszawie. Już czaję się na drożdżówkę a może nawet dwie i kubek pysznej kawy.
Mam świetny czas, jedzie się bardzo dobrze. Zapach z piekarni ciągnie się od parkingu hen daleko.
Krótkie pogaduchy i pędzę na Okęcie.
Przy wejściu na lotnisko zupełnie z zaskoczenia staję się „gwiazdką” Polsat News, rozmawiamy o podróżach. Za kilka minut zbiórka. Procedury odprawy przebiegają nadzwyczaj sprawnie i ruszamy do odprawy bagażowej. W samolocie do Stambułu niezbyt duże obłożenie. Na lotnisku w Turcji za to większy ruch, już dawno nie widziałam tak żywego lotniska.
Mamy akurat dość czasu na spacer w jedną i drugą stronę, a potem pakują nas do wielkiej maszyny, która wypełniona jest po brzegi i lecimy do Taszkentu. Po przesunięciu czasu jesteśmy tam o 1:00 w nocy.
Odprawa paszportowa to tylko formalność, testy, potem stempel w paszporcie i tyle, niestety z bagażami mały korek i musimy czekać aż wszystkie z naszych walizek wyjadą na taśmę. Zaskakująco długo czekamy na walizkę Kariny. Już powoli wkrada się nerwowość i niepokój. Nareszcie wyjeżdża, ale oklejona jest czerwonym paskiem, co znaczy tylko jedno: kontrola.
Okazuje się, że panom celnikom podpadła torebka pełna świecidełek, musiało ich być trochę, skoro zatrzymali bagaż do kontroli osobistej… Jednak sprawa wyjaśniona, obyło się nawet bez otwierania bagażu. Zatem kompletni, z bagażami ruszamy na poszukiwanie naszej przewodniczki. Stoi tuż przy bramce i to ona wyławia nas z tłumu.
Po zakwaterowaniu w naszym hotelu robi się niemal 4 i naprawdę padamy z nóg. A wstać trzeba już o 9:00, bo o 10:00 wyjście do miasta.
