Ostatnie tego roku kreteńskie „Miejsce Mocy”
Nasza październikowa Kreta to już pożegnanie lata na wyspie i ostatnie kreteńskie „Miejsce Mocy” w tym roku. Tym razem w mieszanym gronie kobiet i mężczyzn, a w programie joga połączona z warsztatami pod okiem Pauliny Młynarskiej.
Po przylocie na Kretę meldujemy się w naszym znanym już od lat hoteliku w Maleme, gdzie wesoło witają nas właściciele. Cieszą się, że to my kończymy ich sezon, lada moment będą zamykać się na zimową przerwę. Zapoznajemy się hotelem, okolicą, sobą nawzajem i idziemy na pierwsze spacery. Pogoda dopisuje. Jest ciepło i słonecznie, chociaż od rana i wieczorami już wyraźnie chłodniej. W odróżnieniu od poprzednich lat początek października to pogoda w kratkę. Prognozowane są opady deszczu i wiatry. Nam to jednak nie przeszkadza, i tak jest zdecydowanie cieplej i słoneczniej niż w Polsce. Raczymy się za to granatami, na które jest sezon i przepysznymi winogronami. Ależ pysznie!
Praktyka, praktyka, praktyka
Codziennie rano po wschodzie słońca spotykamy się na trawie za hotelem i opatuleni w ciepłe rzeczy do ćwiczeń rozpoczynamy dzień asanami. Kilka powitań słońca i od razu jest nam cieplej. Do relaksu po jodze kołysze nas szum trzcin tańczących na wietrze. Jest cudnie. Dni mijają nam powoli na spacerach wzdłuż plaży, czytaniu książek, grupowych i indywidualnych wyjazdach wyjazdów do pobliskiej Chanii, buszowaniu po lokalnych tawernach i pałaszowaniu przepysznych kreteńskich dań. Po południu kolejna tura warsztatów i jogi.
Zmiana pogody i nowe „joga shalla”
Pod koniec wyjazdu wiatr przybiera na sile. Cała Kreta spowita jest gęstymi deszczowymi chmurami, ale w naszym Maleme do końca wyjazdu nie spada ani kropla deszczu. Jest za to na tyle wietrznie, że poranki i wieczory na macie byłyby na trawie utrudnione. Ale spokojnie! Mamy alternatywę. 10 minut na piechotkę od naszego hotelu, w otoczeniu wspaniałych plantacji oliwek i starych kilkusetletnich drzew oliwnych znajduje się stary kościółek z małym cmentarzykiem… a przy nim urocza… salka katechetyczna. To w niej znajdujemy wspaniałe miejsce do ćwiczeń i rozmów, a połączenie tych dwóch światów prowadzi do wielogodzinnych rozmów o życiu i śmierci, tym co mamy, posiadamy, do czego dążymy, za czym tęsknimy... Na miejsce dojeżdżamy „Shakti busem” i autem właściciela hotelu, a te 3 wyprawy do naszej salki i aura tego miejsca zmieniają i scalają naszą grupę jeszcze bardziej.
Pora pożegnania z Kretą
Ostatnia kolacja przed wyjazdem to nasze wspólne wyjście do fantastycznej tawerny położonej przy brzegu morza. Wznosimy ostatni wyjazdowy toast pysznym lokalnym winem i raczymy się najwspanialszymi rarytasami tutejszej kuchni. Na stole pojawiają się aromatyczne grzanki, ryby, olbrzymie krewetki i ośmiornice. Jest też zapiekana feta, odrobina mięsa. Kuszą placuszki z cukinii i sałatka kreteńska. Żyć nie umierać. Pogoda wieczorem jest idealna do biesiadowania, a wiatr zupełnie ustaje.
Rano budzimy się w pokojach skąpanych promieniami słońca. Jest gorąco i słonecznie. Jakby Kreta chciała się z nami pożegnać na wesoło i najpiękniej jak potrafi. Ależ będziemy tęsknić!


