Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Indie Południowe 20.11-11.12.2010

Przelot do Chennai, zwiedzanie miasta


05-12-2010

Najpierw wczesnym rankiem musimy dostać się na lotnisko do Cochin, to stąd odlatujemy do Chennai albo Madrasu stolicy nowego stanu. Tu odbiera nas nowy kierowca i od razu ruszamy na zwiedzanie. Nowy stan i od razu inne spostrzeżenia, sporo tu kóz, bardzo dużo krów, są też dorodne byki i aż roi się od psów. Niestety dużo więcej tu bałaganu i śmieci. Są wszędzie. Ulice zatłoczone, według Macieja dużo mniej urodziwe Hinduski.

Zanim zaczniemy zwiedzanie pora na lunch. Nasz kierowca dobrze mówiący po angielsku zadał tylko dwa pytania: czy jemy dania kuchni lokalnej i czy mogą być ostre. Potem zabiera nas do miejsca, gdzie sami na pewno byśmy i nie trafili a i pewnie nie weszli. My jednak śmiało mijamy salę, zbiorową i kierowca wprowadza nas do sali klimatyzowanej, gdzie jest sporo wolnych miejsc. Nagle pojawia się wokół nas prawie cały zespół, dostajemy liść bananowca. Kierowca pokazuje jak należy go umyć, nie bardzo ufamy tutejszej wodzie, ale pani kelnerka stojąca już przy naszym stoliku z wiadrem, a w nim sos do ryżu, ani myśli go nam nałożyć dopóki nie wymyjemy liścia. Raz kozie śmierć. Na liściu kolejno lądują ryż i mnóstwo małych porcji różnych warzyw, curry i sosów, są też bardzo ostre pikle i małe słodkie coś. Jemy dzielnie ręką chyba nawet z coraz większą wprawą co wywołuje niemałą sensację wśród lokalnych bywalców tego lokalu. Do popicia maślanka, Maciej się poddaje, ja ratuję honor rodziny. Wyborny posiłek dla trzech osób (zaprosiliśmy naszego kierowcę) kosztuje nas z wodą mineralną, co jest na pewno jedną z większych składowych tego rachunku, aż całe 3 dolary.
Jednak Tamill Nadu dla nas to przede wszystkim świątynie. A jest ich tu sporo i to wyjątkowych, docenionych nawet przez Unesco. Pierwszego dnia na naszej trasie Kanchibupuram i Mahaliburam. Oba miejsce to niby turystyczne miasteczka. W żadnym z nich nie spotykamy turystów przy świątyniach. Budowle są zupełnie inne od tych, które widzieliśmy w Karnatace. Inny styl, inny budowniczy. Wiele z tych świątyń to nadal czynne miejsca modlitwy. Spotykamy tu Hindusów przychodzących z darami i otrzymujących błogosławieństwo. Spacerujemy po świątyniach. Jest co oglądać. Pojawiają się żebracy i wszyscy proszą o pieniądze. Oczywiście nijak im się równać z żebraniem na północy Indii ale dla nas to pierwsze takie przypadki na trasie.
Kwaterujemy się w hotelu nad samą wodą i wieczorem wybieramy się do miasteczka na kolację. Oczywiście znowu na stole królują krewetki i ryby, jak odmówić sobie takich smakołyków nad samą wodą. Zaglądamy do kilku lokalnych sklepików i nie udaje się nam nie oprzeć urokowi tutejszych świecidełek.

Pojechali i napisali:

PFR