Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Tajlandia i Kambodża 8.02.-1.03.2011

Gorące źródła, manufaktura drewnianych parasolek i wachlarzy, masaż w Chiang Mai


20-02-2011

Dzisiaj mieliśmy stosunkowo spokojny dzień. Mogliśmy się wyspać i spotkaliśmy się z przewodnikiem dopiero o 9:00. Pierwsze w planach były gorące źródła. Podobało nam się to, że nie spotkaliśmy prawie wcale turystów zagranicznych. Byliśmy tylko my i mnóstwo Tajów na weekendowym pikniku. Eki kupił jaja przepiórcze, by każdy z nas mógł spróbować ugotowane w gejzerze jajko. Jedno ze źródeł miało aż 105 stopni Celsjusza, tak więc koszyczków z jajkami było tam niemało. Usiedliśmy przy jednym z odpływów , by wymoczyć nogi w ciepłej, siarkowej wodzie i tak spędziliśmy kolejne 1,5 godziny uśmiechając się do sąsiadujących Tajów, dyskutując i kontemplując. W międzyczasie Bogusia, Krystyna, Maria i Ula zrobiły rundkę po okolicznych straganach, ale wróciły niestety z niczym. Ok. 12:00 nadszedł czas by wracać do Chiang Mai. Po drodze zatrzymaliśmy się w wiosce słynnej z wyrobu drewnianych parasolek. W manufakturze mogliśmy dokładnie zobaczyć jak tworzy się daną parasolkę, a następnie oczywiście zakupić różnego rodzaju ręcznie malowane produkty. Na życzenie grupy byliśmy również w manufakturze jedwabiu, gdzie przyjrzeliśmy się dokładnie jak odbywa się produkcja jedwabiu w Tajlandii. Krystyna skusiła się na przepiękny, biały jedwabny szal. Inni cieszyli się samym oglądaniem odzieży, pościeli czy przyborników z czystego jedwabiu. Wkrótce wybiła 13:30. Nadszedł czas na obiad, który jedliśmy już w Chiang Mai, w restauracji naprzeciwko naszego hotelu. Podano obfite talerze wieprzowiny z ananasem, kurczaka palonego, faszerowany omlet oraz groszek gotowany na parze. Do tego oczywiście każdy dostał ryż uformowany w pięknego białego misia oraz zupę, tym razem gotowaną na bazie ogórków surowych, faszerowanych wieprzowiną, z dodatkiem imbiru i chili. Na deser pyszne lody czekoladowe i kawka bądź herbatka. Jak zwykle najedzeni, wróciliśmy do hotelu, gdzie mieliśmy 1,5 godzinki sjesty przed umówionym masażem. Ok. 17:15 pojawiliśmy się w SPA, gdzie przydzielono nas po dwie osoby do osobnych pomieszczeń. Masaż trwał aż 1,5 godziny i obfitował w różnorodne ćwiczenia rozciągające, przez co mogliśmy usłyszeć wzajemne sporadyczne jęki bądź śmiechy. Szczególnie u Krystyny i Ludwika było głośno. Jak nam później opowiadali, chwilami zastanawiali się czy na pewno wytrwają do końca, Maria i Bogusia wyjątkowo dzielnie znosiły wszystkie ćwiczenia, Ulka czasami komentowała na głos co bardziej bolesne części masażu ale wszyscy wytrwaliśmy zadowoleni do końca. Tajski masaż bardzo polecamy!:)

Pojechali i napisali:

PFR