Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Nowa Zelandia i Australia 27.10.- 23.11.2011 (27)

Waitangi, Kerikeri, winnica


31-10-2011

Leniwe śniadanko w Russell, nie zabrakło świeżych bułeczek, jajecznicy, miodu i nutelli. Kucharzymy sami – jest pysznie. Pogoda super, dopiero teraz miasteczko nabrało uroku, nasze domki też. Ślicznie. Plany dzisiaj to wyprawa przez Waitangi i Kerikeri na północ. Pierwsi ruszają Mariusz i reszta. My jeszcze chwilę, bo musimy potwierdzić rezerwacje raftingu podziemnego. Gubimy gdzieś trasę z promem i zasuwamy dookoła po szutrze, dzisiaj za kierownicą A – Pani Hołowczyc. Nabieramy śmiałości ale i fantazji w prowadzeniu.

W Waitangi zwiedzamy miejsce traktatowe, potem wodospady, oczywiście obowiązkowa kawka. Cały czas zamierzamy ruszyć na północ ale kilometry do przejechania nie zachęcają. Ostatecznie wygrywa u nas chęć pokręcenia się po okolicy. Mariusz spotkany w Waitangi potwierdził, że oni jadą dalej.
Rozdzielamy się ponownie. My docieramy do jednej z tutejszych winnic. Najpierw zamawiamy sobie obiad, potem degustacja win. Testujemy białe, rose i czerwone. Wybieramy naszego faworyta i zamawiamy go do lunchu. Mięsko: wołowina i jagnięcina smakują wybornie, ryba również choć nie dorównuje wczorajszej.
Czas na powrót do hotelu. Po drodze wpadamy na pomysł zorganizowania dzisiaj na kolację grilla. Zatrzymujemy się u najprawdziwszego rzeźnika. Jest ich nawet dwóch, wyglądają podejrzanie, ale my tak samo pewnie wyglądamy w ich oczach, kiedy w 9 wchodzimy do sklepu z wielkimi oczami. Marudzimy, wybieramy, przebieramy, ostatecznie panowie marynują nam jagnięcinę, piękny kawał wołowiny, mamy też kurczaka i kiełbaski. W sklepie opodal dokupujemy pieczywo i ketchup.
 
Już nam ślinka leci. W hotelu sjesta. Nie wiadomo kiedy część z nas zapada w niedźwiedzi sen. Może to jeszcze zmiana czasu, a może kilometry przejechane wczoraj? Śpimy jak zabici. Przed 20:00 spotykamy się na grillu. Wszystko przygotowane. Mistrzami grillowania zostają A i B, ogniomistrzem zostaje Maciek, który ratuje płonące od czasu do czasu mięsko polewając grill wodą… Zdobywamy kolejne sprawności.
Jesteśmy w komplecie, drzemka popołudniowa trochę nas rozleniwiła i nie wszystkim było łatwo wstać. Ale jesteśmy.
 
Tuz po 21 zjawiają się także pozostali. Co za determinacja! Dotarli rzeczywiście na samą północ. Oglądamy zdjęcia i słuchamy opowieści. Było pięknie, cudne widoki, klify schodzące do wody. Grzebień na wodzie w miejscu gdzie spotyka się Ocean Spokojny z Morzem Tasmana. I wreszcie to co kusiło nas wszystkich plaże, po których wolno jeździć samochodem, wprawdzie bez ubezpieczenia, ale jak się okazało popołudniem był odpływ i było bardzo bezpiecznie. Wszyscy zadowoleni objadamy się mięskiem, które smakuje wybornie. B. inicjuje opowieści podróżnicze, wspominamy swoje wyprawy, wymieniamy swoich ulubieńców, nad nami czarne niebo a wokół wakacyjny nastrój.
 

Pojechali i napisali: