Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Co niektórzy wypominali mi, że wstajemy w Nowej Zelandii wyjątkowo późno i w ogóle jakoś tak mało intensywnie. Dzisiaj mieli zmienić zdanie. I to jak bardzo…
Zacznijmy jednak od początku. Dzisiejszego punktu programu nie mogło zabraknąć na naszej trasie. Najpierw opowieści Jamirami o wspaniałym trekkingu w Parku Narodowym Tongariro. Wskazówki co do podziału grupy, wymiany kluczyków na trasie i opisy barokowe wspaniałości przyrody na trasie. Potem żal Oli i Wacka oraz Agaty i Kaśki, że pogoda uniemożliwiła im wejście na szlak. Dodatkowo bajkowe opisy trasy we wszystkich przewodnikach, na forach internetowych, itd.. Decyzja zapadła. Ruszamy na trekking. Przed nami 17 do 19 kilometrów do przejścia, w zależności od źródeł, czas ok. 6-8 godzin. Pogoda idealna, piękne słońce mimo wczesnej pory. Co wiemy, że czekają nas 4 pory roku na szlaku, że może być zimno, że szlak nie jest trudny tylko długi i że nie można go pominąć.
Formujemy grupę. W hotelu zostają Aniołowie. Marek doznał przed wyjazdem urazu kostki i teraz jak na złość ten się przypomniał. Jak bardzo będziemy im zazdrościć już za kilka godzin. My jednak już o 6.30 gotowi w dwóch autach, z zapasem jedzenia i picia bo na drodze nie ma nic jedziemy do bram parku. Wjeżdżamy wspólnie na parking, gdzie startują Mariusze, Maciek M. i Aga. Oglądamy mapę, wszystko wydaje się potwierdzać. Prócz nas kilka innych samochodów, przy czy jest to parking gdzie zazwyczaj wszyscy kończą marsz. My jednak chcąc wymienić się kluczykami zaczynamy z dwóch krańców jednocześnie. Tu startują Maciek i Mariusz oraz Aga – nasi ubiegłoroczni zdobywcy Kilimandżaro oraz Mario słynący z zamiłowania do górskich wycieczek.
Na zewnątrz bardzo rześko, ale słonecznie.
My przejeżdżamy na inny parking, tu zdecydowanie większy ruch. Sznurujemy mocno buty, naciągamy czapki (kto ma) i ruszamy. Najpierw szlak prowadzi łagodnie pod górę. Podglądamy bardzo precyzyjnie oznaczenia na słupkach i na tablicach, wszystkie czasy marszu zgadzają się co do minuty. Widoczność nie jest zbyt dobra, ale przecież jest jeszcze bardzo wcześnie a na dole piękne słońce. Niestety z każdym kolejnym kilometrem widoczność zamiast się poprawiać w zastraszającym tempie się pogarsza. Nadciągają chmury i zaczyna padać. Nie wszyscy są przygotowani na taki deszcz i takie warunki, do tej pory Nowa Zelandia miała raczej tendencję do dramatyzowania i tak potraktowaliśmy też dzisiejsze ostrzeżenia o deszczu czy śniegu. O jakże się myliliśmy. Leje jak z cebra, jesteśmy cali mokrzy do samych majtek. Przed nami strome podejścia, pojawia się śnieg. Za jedną ze skal szukamy schronienia by zjeść nasze kanapki i złapać oddech. Zosia i Basia są już mocno zmęczone. Maciej idzie jako pierwszy, wymiennie z A. My po środku. Inni piechurzy tak samo mokrzy jak my i tak samo przygotowani jak my. Słabe to pocieszenie. Śnieg zamienia się w całe bardzo nieprzyjemne chmury maleńkich piekielnie ostrych igiełek lodu, które bezlitośnie wbijają się nam w twarz i ranią policzki oraz oczy z każdym mocnym podmuchem wiatru. Wkładamy okulary przeciwsłoneczne, parują i są bardzo mokre. Zdejmujemy, mrużymy oczy z bólu. Każdy ma dość. Na pewno każdemu z nas przyszła na myśl idea powrotu. Jednak to co za nami też nie napawa zbyt wielkim optymizmem. Decyzja męska, Rysio i Maciek pchają nas na przód. Jesteśmy już bardzo wysoko, ale droga pnie się jeszcze wyżej, przed nami najtrudniejsze etapy, jesteśmy na samej nieosłoniętej z żadnej strony grani a wiatr wieje bezlitośnie. Kilkukrotnie musimy paść na kolana i przytulić się do ziemi w obawie by nas nie zdmuchnęło.
Pojawiają się pierwsze łzy w oczach. Zosia składa uroczystą przysięgę, że to jej ostatni trekking w górach. Wierzyć? Nie wierzyć? Wielu z nas myśli podobnie. Za każdym zakrętem wydaje się nam, że to już koniec. Niestety jeszcze sporo przed nami. Nikt nie idzie z naprzeciwka by zapytać czy daleko jeszcze. Wreszcie jesteśmy na samym szczycie. Przed nami nie koniec niespodzianek. Wielka dolina wypełniona grubą warstwą śniegu. Jest nadal bardzo wietrznie, zimno i nieprzyjemnie. Każdy z nas ma już bardzo opuchnięte dłonie i ledwo co rusza palcami. Część z nas ma mokre buty, skarpetki i nogi. Zimno nam bardzo. A tu do przejścia kolejne metry po śniegu. Zapadamy się regularnie ale brniemy dalej. Na horyzoncie idzie nam z naprzeciwka nasza czwórka. Też zmęczeni, narzekają na strome podejście i schody, boimy się przyznać co dopiero przed nimi. Przekazujemy sobie uroczyście kluczyki. Aga na domiar złego zapomniała zabrać z pokoju kanapki dla chłopaków, idą na głodniaka. Ale to po ich stronie jest doświadczenie. Aga zdążyła nam powiedzieć, że to właśnie takich atrakcji spodziewała się tutaj w Nowej Zelandii. Czy oby na pewno?
Teraz już łatwiej. Ale mamy pierwszą kontuzję. Basia nadciągnęła sobie przy schodzeniu nogę i kuleje. Rysio pomaga jej i idą na koniec. My by się rozgrzać szybko maszerujemy przed siebie. Pogoda nieznacznie się poprawia, na tyle, że odsłania ładne kolorowe jeziorka. Jest przynajmniej na co popatrzeć.
Zejście ze szczytu też jakoś nie napawa wielkim optymizmem. Jest co dreptać i żużel wulkaniczny pod nogami. Co zejdziemy kilkanaście metrów to pojawia się przed nami kolejny pagórek i trzeba skrobać się na mały ale zawsze szczyt.
Na naszym horyzoncie chatka. Mamy jeszcze zapasy jedzenia, decydujemy się schronić przez chwilę w domku. Tu z zazdrością podziwiamy małą grupkę Niemców w krótkich spodenkach ale z kocherem. Dojadamy kanapki, potem mandarynki i jabłko. Mamy jeszcze batoniki. W tym czasie dołączają do nas Rysio i Basia, także oni na chwilę odpoczywają. Znaki nie kłamią i obwieszczają jeszcze 1,5 godziny do parkingu. Startujemy. Pogoda nieco lepsza, trochę więcej słońca. Poprawiła się też widoczność. Mamy rozległą panoramę przed sobą. Jest rzeczywiście co podziwiać. Choć trasa na samym początku nie odpowiadała opisowi naszej grupy, że taka stroma i długa, zmieniamy zdanie, rzeczywiście stopnie są upierdliwe i naprawdę jest co maszerować.
Nasza czwórka dobija jako pierwsza na parking, w oczekiwaniu na pozostałych piechurów A. wyciąga kości. Schodzi Rysio, ku naszemu zdziwieniu w tym samym czasie docierają na parking M, M, M i A. Mieli świetne tempo, nauka z Kilimandżaro nie poszła w las. Super. Są tak samo mokrzy i zmęczeni jak my, przyznają, że mieliśmy trudny odcinek do przejścia. Umawiamy się na spotkanie w hotelu. Zosia i Basia schodzą z góry, marzy się nam tylko gorący prysznic i odpoczynek.
W hotelu zapadamy w głęboki sen. Wrzucamy jeszcze rzeczy do prania i odpoczywamy. Niektórzy z nas obudza się dopiero rano następnego dnia. My wybudzeni przez nasze Koleżanki A i B idziemy do miasta na kolację. I dobrze, że znaleźliśmy jeszcze trochę motywacji, bo tu sporo ludzi, mecz nietypowo piłki nożnej a nie rugby i jak zwykle pyszna ryba albo wołowina.
Przed snem jeszcze mała narada techniczna odnośnie jutrzejszych planów i wreszcie zasłużony odpoczynek. Co poniektórych już zaczynają boleć łydki, mięśnie pupy, szyja, głowa.
"Chciałbym podziękować w imieniu swoim i żony za super wycieczkę, najlepsza do tej pory, na jakiej byliśmy, wszystko dopięte na ostatni guzik. No i wielkie dzięki za Izę i super przewodników!"
"Chcieliśmy jeszcze raz wyrazić nasze zadowolenie z udziału w ekspedycji pod hasłem "Wielka włóczęga po Egipcie". Jest nam bardzo miło, że poznaliśmy się osobiście. Pełen szacunek za szeroko rozumiany profesjonalizm."
"Właśnie wróciłam z drugiego wyjazdu z Waszym biurem w tym roku. Nie jestem osobą zbyt otwartą, opisując wrażenia i odczucia, ale nie mogę, nie wyrazić swojego zachwytu z tych pobytów. Jesteście niesamowicie profesjonalnym, rzetelnym biurem podróży. Już po pierwszym wyjeździe czułam się niesamowicie zaopiekowana, dopieszczona i zadowolona, ale pomyślałam, że to może przypadek, miałam szczęście, ale po drugim wyjeździe stwierdziłam, że to nie przypadek. Wy jesteście po prosu ŚWIETNI !!! Bardzo dziękuję za wspaniałe wakacje. Były to wyjazdy do Pauliny Młynarskiej, którą uwielbiam i na pewno jeszcze nie raz skorzystam z takich wyjazdów. Polecam biurko Esta Travel znajomym, bo wiem, że warto. Obserwuję Was w mediach społecznościowych i razem z mężem planujemy wyjazd z Esta Travel w jakieś ciekawe miejsce na Ziemi, może Azja ? Do..."
"Dziękujemy! Było bardzo bardzo bardzo trudno. To była dla nas najtrudniejsza rzecz w życiu. Wiatr był potężnie silny, wiele osób zrezygnowało. Generalnie bardzo dobra organizacja podczas trekingu jak i poza. Dziękujemy serdecznie za te niesamowite wakacje. Tanzańczycy to świetni ludzie. Świetnie przeżycie! "
" Wyprawa do Peru to była niesamowita przygoda, pełna wrażeń i wyzwań. Wracamy zadowoleni, z tysiącem zdjęć i głowami pełnych wspomnień. "
"Chciałam gorąco podziękować z możliwość poznania Madagaskaru. Wyprawa, choć trudna absolutnie niezwykła i niezapomniana Podróżowanie z Anią to czysta przyjemność; nawet w absolutnie ekstremalnych warunkach. Cieszę się bardzo z tego czasu i mam nadzieję, że niedługo znowu wyruszę z Esta Travel. Pozdrawiam serdecznie"
"Safari fantastyczne! Naprawdę super. Kierowca ekstra, park przepiękny, super warunki. Wszystkim nam BARDZO SIĘ PODOBA !!! Dziękujemy"
"Chciałabym serdecznie podziękować za wspaniałą keralską przygodę! Dziękuję za wszelką pomoc okazaną przed i w trakcie wyjazdu, dziękuję za wspaniałą opiekę pięknie uśmiechniętej, pomocnej i świetnie zorganizowanej Karoliny, dziękuję za inspirujące warsztaty z Pauliną w niezwykle urokliwym Kondai Lip. To był piękny czas!"
"Chciałam w imieniu całej rodziny podziękować za super safari. Kierowcę mieliśmy bardzo sympatycznego. Lodge tez była świetna. Wielkie dzięki!"
"Dzień dobry Pani Estero. Chciałbym bardzo podziękować za wspaniałą wycieczkę. Muszę przyznać, że Pakistan zrobił na mnie ogromne wrażenie. Cieszę się, że to akurat z Pani biurem i Anią "przetarłem szlak". Nie będę się rozpisywał na temat programu, hoteli itp. ponieważ Ania zna moją opinię na te tematy i na pewno Pani przekaże (nie było na co narzekać). Jeśli chodzi o Anię, to napiszę tylko, że z taką kobietą aż chcę się podróżować. Mam nadzieję, że to nie ostatnia wyprawa z Pani biurem. Jeszcze raz dziękuję za super spędzony czas. Pozdrawiam"
"Serdecznie dziękujemy ESTA TRAVEL za zorganizowanie niesamowitej wyprawy do Ugandy. To była absolutnie niezapomniana przygoda, która przyniosła nam wiele radości, emocji i niezwykłych doświadczeń. Wszystko od samego początku było perfekcyjnie zorganizowane, od transportu, zakwaterowania w malowniczych klimatycznych loggiach, po sam program wycieczki. Doceniamy Pani pasję i zaangażowanie w organizację wyprawy wyjątkowej i niepowtarzalnej. Dopracowanie wszystkich szczegółów sprawiły, że była to podróż magiczna - komfortowa i bezpieczna. Jesteśmy bardzo wdzięczni. Specjalnie podziękowania dla Pani za wsparcie na samym początku podróży kiedy nasze bilety lotnicze raz za razem były anulowane, a my przerażeni… ale co źle się zaczyna, dobrze się kończy. Pani spokój był dla nas wybawieniem."
"Chciałabym bardzo podziękować za cudownie zorganizowany wyjazd. Wszystko było dopracowane i zapięte na ostatni guzik."
"Dziękuję Ci bardzo za ostatnie cudowne, dwie wyprawy. Spełniłaś moje młodzieńcze marzenia poznania Egiptu i zabrałaś mnie w przepiękne góry, o których śniłam przez ostatnie miesiące, pozwoliłaś mi uciec od stresu i pooddychać światem; wspaniały czas! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! "
"Chcielibyśmy serdecznie podziękować za zorganizowaną wycieczkę do Apulii, a w szczególności podziękować Martynie za perfekcyjną opiekę i organizację. Udało nam się nawet wspólnie odkryć nieznany dotąd akcent polski w Apulii, więc w trakcie wyjazdu staliśmy się nawet odkrywcami. "