Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Nowa Zelandia i Australia 27.10.- 23.11.2011 (27)

Podsumowanie wyprawy, wrażenia, przemyślenia


23-11-2011

Po prawie miesięcznej wyprawie przyszedl czas na podsumowanie. Każdy z nas wyjeżdżał do Nowej Zelandii i Australii realizując swoje marzenie o dalekiej wyprawie, o niesamowitych widokach, wspaniałej przyrodzie, unikatowych atrakcjach sportowych...

Czy znaleźliśmy to wszystko na miejscu?  Nowa Zelandia przyzwyczaiła nas do niesamowitych widoków i zaskakujących pejzaży, i nieprawdą jest, że zdjęcia w przewodnikach są kolorowane czy sklejane. Wszystkie te cuda natrury widzieliśmy na żywo. Począwszy od wspaniałych zielonych pagórków i wspaniałych dolin aż po kolorowe jeziorka, wodospady, rwące rzeki, wielki drzewa, magiczne drzewiaste paprocie. Ukwieciliśmy sobie tę wizytę podróżując w wiosną w pełni. Feeria kolorów i różnorodność kwiatów na obu wyspach dodawały tylko uroku. Z pogodą bywało jak to wiosną, więcej słońca, ale kilka razy zdarzył się nam też deszcz, nigdy nie pokrzyżował on nam planów w zwiedzaniu. Nie mówimy tu o naszym najbardziej szalonym pomyśle czyli trekkingu po Tongaririo Crossing, gdzie zaskoczyło nas wszystko.

I choć podczas pobytu tam często padały określenia Nowa Zelandia to wielka wioska, im dalej od naszego powrotu tym częściej wioska zamienia się w naszych ustach na podróż życia.

Australia przywitała nas zatłoczonym i nerwowym Sydney, metropolia, kolorowe miasto, spiętrzenie wszystkiego co australijskie, po wyciszonej Nowej Zelandii to swoisty szok. Ale nie czekaliśmy zbyt długo na zmianę bo Uluru to juz głusza zupełna a Cairns z błękitem wody i rafą było bardzo udanym zwieńczeniem całego pobytu na Antypodach.

Ale tak długa wyprawa to przedze wszystkim grupa a u nas było aż 13 różnistych osobowości. Poznaliśmy się lepiej ale i ujawniliśmy wiele różnych talentów i wielokrotnie duże poczucie humoru.

- Hanka została naszym bohaterem od przełamywania lęku w wodzie, najpierw dzielnie uczestniczyła w raftingu podziemnym, skacząc do wody na dętkach, a ostatniego dnia wybrała się z nami na rafę koralową, gdzie z maską i rurką podglądała cały podwodny świat, na co dzień Hanka nie pływa i za wodą aż tak bardzo nie przepada - BRAWO!

- Marek nazywany zgodnie ze swoim nazwiskiem Aniołem, otaczał nas na co dzień swymi szerokimi „skrzydłami”, ogromne poczucie humoru i zawsze dobry nastrój, był nie lada wyzwaniem przy każdym kombinezonie lub skafandrze w który nas wciskano na trasie,
- Aga Ch., po Kilimandżaro stale szukała nowych wyzwań na trasie, znalazła Tongariro Crossing, potem Góra Kościuszki, cierpliwa i wytrwała, spędziła miesiąc na pokładzie z trzema mężczyznami – Brawo!  
- Mariusz M., nasz detalista i spec od szczegółów, kapitan w swoim aucie, twórca hasła wyprawy: koordynaty, czyli dane podawane codziennie rano do naszych GPSów, by spotkać się wieczorem w tym samym miejscu, najbardziej wytrwały kamerzysta,
- Maciek M., genialny kucharz, świetnie pichci i równie dobrze o jedzeniu opowiada, wielki talent muzyczny, zdradził się podczas pływania kajakami po zatoce w parku Abel Tasman, kierowca z największym przebiegiem na trasie, prawie samodzielnie pokonał cała trasę, czyli ok. 6000 km w ruchu lewostronnym, idealna mieszanka Marianki i Mariusza,
- Mariusz P., spec od zadań technicznych, pokładowa apteka, zrobił największą ilość zdjęć i to bardzo dobrych zdjęć, obok Hanki drugi Bohater wodny, rafting pod ziemią, potem tradycyjny, kajaki, katamaran, rejsy i na koniec rafa koralowa, świetny łazik,
- A. – nasz Hołowczyc, jeździ bardzo szybko i zawsze ściga się z czasem wskazanym przez GPSa, zakochana w koniach i w swoim psiaku, wzdycha przy każdej owieczce i koali, maniaczka gry w kości, kumpel do jedzenia sushi, uśmiech i humor od rana do nocy i pewnie przez sen, niebywały kompan w podróży,
- Rysio – drugi w kolejce kierowca na trasie, jako jedyny wybrał się na oglądanie rafy z głębin, przez kierowanie ominęło Go sporo winnic, ale nie zabrakło innych atrakcji, na wycieczce w towarzystwie dwóch dam, dzielnie dotrzymywał Im kroku w najbardziej szalonych pomysłach,
- Basia, „cicha woda” smakosz win nowozelandzkich a potem i australijskich, Mistrzyni spływu na dętkach, zorganizowana i zawsze przygotowana, pierwszy wyjadacz wszelkich pomysłów na zwiedzanie,
- Zosia autorka kolorowych chusteczek, To jej pomysł na Nowa Zelandię i Australię zgromadził nas w jednej grupie, miłośniczka dobrej kuchni i dobrych win, po raz kolejny złamała złożoną wcześniej przysięgę o niewspinaniu się na kolejne szczyty,
- B. zdecydowany kierowca, główny operator naszej Maorysi pokładowej czyli lokalnego GPSa, nikt nie serwuje takiej kawy do łóżka i takich kanapek, zamiast lokalnego wina wybrała lokalne piwo, na wycieczce na wiecznej diecie, wielbicielka jelonków i sarenek, foce udało się Ją przestraszyć, nam nie,  prawdziwa ryba w wodzie, tylko z Nią konie kraść  
 - Maciek H, Mąż Szefowej – od razu na straconej pozycji, opętany wielbiciel dużych biustów, „wycieczkowy odkurzacz” wyjadał resztki z zaprzyjaźnionych talerzy, kompan do gry w karty i kości, stale poszukujący adrenaliny i dzikich wyzwań, początkujący operator kamery, wieczny optymista,
- Szefowa – słów brak.  

Pojechali i napisali: