Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
I znowu słońce, jak na złość opowieściom o deszczowej pogodzie w Londynie i donosom z Polski o brzydkiej, barowej pogodzie. U nas wręcz przeciwnie, w planach dzisiaj londyńskie zoo. Docieramy na miejsce metrem i kawałek spacerkiem, do kasy zmierzają już wycieczki i sporo rodzin z dziećmi.
Jest środa i szczęśliwie na pewno mniejszy ruch niż w dni wolne. Wykupujemy bilety i od razu ruszamy do goryli, to największa atrakcja tegoż zoo. Na wybiegu nie widać żadnego, ale w korytarzu nad przejściem wypatrujemy jednego wielkiego osobnika, wygląda bardzo dostojnie.
Czekamy chwilę z nadzieją, że wyjdą kolejne, ale na próżno.
Lepszy jeden niż żaden. Potem jeszcze bardzo zmyślnie zorganizowane woliery z ptakami, przepiękny wybieg dla pingwinów, które na oczach dzieci nurkują, stroszą piórka.
Odkrywamy wybieg z żyrafami, okapi i zebrami. Super. I tak od zakątka do zakątka zwiedzamy zoo. Oczywiście frajdę mamy i my i maluch.
Stąd autobusem takim najprawdziwszym piętrusem jedziemy do najbliższej stacji jednego z autobusów wycieczkowych. Wybieramy trasę czerwoną, na niebie jakby na chwilę pojawiają się chmury, ale już po kilkunastu minutach znowu mamy słońce w pełni. Trasa bardzo ciekawa, udaje się nam uzupełnić o kilka istotnych miejsc dla Londynu. Wysiadamy przy moście i decydujemy się na powrót do parku w okolicach Pałacu. Tam odwiedzamy wiewiórki, place zabaw i delektujemy się leniwym i słonecznym popołudniem w Londynie. Jutro czas do domu.
