Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

USA 4-24.09.2012

Kanion Antylop, jezioro Powell


19-09-2012

Chłodny poranek wybudził niektórych szybciej niż budzik hotelowy. Pora wstawać i szykować się do drogi. Szybkie śniadanie, wyjątkowo obfite jak na amerykańskie standardy (zamiast mufinów jajecznica, szynka, jogurty) i ruszyliśmy w trasę do Kanionu Antylop.

Mniej więcej w połowie drogi nasz kierowca zaczął się bardzo źle czuć. Musieliśmy zrobić dwa dłuższe postoje, by po dawce pigułek doszedł do siebie. Tu wielkie podziękowanie dla grupy za wyrozumiałość, pomoc i troskę. Przerwy pozwoliły Charliemu dowieźć nas bezpiecznie do miejsca zwiedzania, a na trasę z przewodnikiem mimo wszystko zdążyliśmy.
 
Charlie pojechał do hotelu odpocząć, my zaś rozpoczęliśmy offroadową przygodę po piaszczysto – kamienistym podłożu, dojeżdżając pod główne wejście do Upper Antylope Canyon. Świadomi, że jest tu mnóstwo turystów, trzymaliśmy się cały czas razem, by nikt się nie zgubił. Wąska szczelina, którą prowadził kanion, co jakiś czas z mniejszą lub większą smugą światła i czerwone skały piaskowca, ukształtowanego faliście na skutek erozji wodnej podczas tzw. burz błyskawicznych, dawały niezapomniany, niewiarygodny obraz wnętrza kanionu.
 
Jest to bezkonkurencyjny raj dla pasjonatów fotografii i artystow poszukujących inspiracji. Co minutę ukazywała się nam coraz to inna forma skalna, trudno było nie robić zdjęć. Nawet nasz przewodnik szedł od punktu do punktu, przemieszczając się ledwo o kilka kroków, co chwila pokazując nam  nowe miejsca do zrobienia najlepszego zdjęcia.Takich turystów jak my, było w czasie gdy my zwiedzaliśmy ponad 100. Możecie więc sobie wyobrazić  jak wygląda ruch dwustronny w szczelinie szerokości minimalnej w niektórych miejscach – 50 cm.
 
Po półtoragodzinnym zwiedzaniu Upper Antylope Canyon zostaliśmy podwiezieni do Lower Antylope Canyon, gdzie 10 minut później wybraliśmy się na pieszą wędrówkę wraz z przewodnikiem. Zaskoczeniem dla wszystkich było niepozorne wejście w głąb kanionu z góry, tak wąskie, że niektórzy obawiali się zaklinowania. Przewodnik zaśmiał się mówiąc, że wszyscy przejdą i dobre śniadanie przed takim trekkingiem jest wskazane. Wszyscy weszli w głąb bez problemu, a niższy kanion, dzięki większej ilości światła padającego z góry, ale dużo dłuższych korytarzach, zachwycał jeszcze bardziej.
 
Po godzinie spaceru przez całą szczelinę, zmęczeni ale zadowoleni wróciliśmy na parking, gdzie czekał już na nas uśmiechnięty Charlie. Przyznał się, że leki pomogły i czuje się jak nowo narodzony. Cieszyliśmy się, że zła passa się skończyła. Postanowiliśmy więc wybrać się na lunch, by nabrać sił przed zwiedzaniem kolejnego punktu programu. Na życzenie grupy, udaliśmy się na coś konkretnego, to jest do steakhouse na steka z dodatkami. Pojawił się więc stek nowojorski, mix sałatek, ziemniaczki i dobry napój do tego.
 
Kanion końskiej podkowy, zlokalizowany tylko 10 mil od miasta, jest warty prawie 1 milowego spaceru do krawędzi. Widok należy do najpiękniejszych krajobrazów USA. Rzeka otacza wielowarstwową formację skalną piaskowca, tworząc kształt końskiej podkowy. Przepaść przyciąga wzrok nawet tych mniej odważnych. Po długiej sesji zdjęciowej udaliśmy się z powrotem do autobusu.
 
Dziś obiecałam wszystkim, że wcześniej zakończymy program zwiedzania. Każdy marzył o chwili na odpoczynek/zakupy/ kawę. Podjechaliśmy więc tylko na chwilę do centrum turystycznego tamy Glen i jeziora Powell, przyjrzeliśmy się ogromnej tamie z góry, zrobiliśmy zdjęcia i zmierzaliśmy powoli do hotelu. Dziś mieliśmy wolne popołudnie od 17:30. Regenerujemy się przed ostatnimi dniami obserwacji pięknych cudów przyrody.

Pojechali i napisali: