Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wenezuela 1-19.02.2015

Czekoladowy dzień


02-02-2015

Mieszkamy tuż u wejścia do Parku Narodowego Henry Pittier. Pierwsza noc za nami, oczywiście 5,5 godzin różnicy robi swoje. Nie udało się nam tak całkiem dospać do samego rana. Spotykamy się na śniadaniu. Okazało się, że większość z nas odbyła już pierwszą sesję z wymienionymi wczoraj pieniędzmi i to na czarnym rynku. Wydaje się, że nie mogliśmy lepiej trafić z dolarami i pomysłem na zwiedzanie Wenezueli. Jesteśmy milionerami a za 100 USD dostaliśmy prawie pół kilograma boliwarów. Dla porównania oficjalny kurs w banku wynosi 11 boliwarów za 1 USD a my na czarnym rynku dostaliśmy po 120 boliwarów za tego samego 1 USD.

Pogoda piękna, jest ciepło ale nie gorąco, choć nasz przewodnik przepowiada bardzo upalny dzień.

Zapakowaliśmy się do autobusu i ruszyliśmy, to że park najstarszy, ładny, zielony wszystko się zgadzało tylko, że nie udało się nam wypatrzeć po drodze tylu ptaków ile byśmy chcieli. Ale był 1 koliberek i dużo motyli. Dotarliśmy do Choroni a potem do Puerto Colombo.

Tu zamówiliśmy łódkę by dopłynąć do Chuao na plantację kakaowców.

Usadziliśmy się w łodzi po tym jak w sklepie rybnym, bardzo blisko chłodni znaleźliśmy toaletę, niebieska toń, pelikany, palmy, sielski widok. Jednakże przestało nam być bardzo sielsko jak tylko pan odpalił silnik i ruszył przecinając wielkie fale, jedna za drugą zalewały naszą prawą burtę, wraz z siedzącymi najbardziej po prawej stronie Beatą i Mirelą. Calusieńkie były mokre, poza tym łupało nami przy każdej kolejnej fali, Renata i Grażyna zeszły na piętro niżej by spokojnie odczekać i posiedzieć. Nikt Nie wyszedł na sucho z tej przeprawy. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że nie ma innej drogi powrotnej i czeka nas powrotny przejazd równie emocjonujący jak ten co dopiero za nami.

Na lądzie musieliśmy trochę podeschnąć, niektórzy nawet przebrać się bo byli caluścy mokrzy.

Wreszcie pojawiła się nasza półciężarówka, zapakowaliśmy się na pakę i w rytm salsy ruszyliśmy wraz z naszym lokalnym przewodnikiem Chipilinem  na plantację kakaowców.

Najpierw odwiedziliśmy plac główny w miasteczku, potem zamówiliśmy sobie jedzenie na drogę powrotną i wreszcie ruszyliśmy by zobaczyć proces powstawania kakao z ziaren kakaowca. Mieliśmy wielkie szczęście, że był z nami tak miły i poważany wszem i wobec przewodnik. Zajrzeliśmy do kadzi z ziarnami, do młynków, byliśmy przed kościołem, gdzie na dziedzińcu suszyło się ziarno kakaowca. Najbardziej jednak czekaliśmy na degustację czekolady. Już wcześniej rozwiano nam marzenia o wspaniałej gęstej prawdziwej aromatycznej czekoladzie a to dlatego, że Wenezueli brakuje mleka, teraz chcieliśmy choć spróbować kakao. Problem jednak rozwiązała się sam. Nasz przewodnik prócz pracy w fabryce kakao i na plantacji ma mały sklepik kawiarnię. Zaprosił nas by spróbować napoju bogów o którym jak sam mówił jest cudowną mieszanką na bazie kakoa, przypraw i alkoholu. Likier leżakuje w ciemnościach pod ziemią 9 miesięcy i dopiero wtedy nabiera odpowiedniej mocy i przede wszystkim unikatowego smaku, o którego walorach mieliśmy już za chwilę przekonać się osobiście.

Wznieśliśmy toast raz i drugi, w tym czasie pojawiała się lokalna telewizja nagrywająca materiał akurat na cykl programów o życiu codziennym w małym miasteczku Chuao, jak się okazało robiliśmy za gwiazdy, gdyż panowie nie opuszczali nas ani na krok. Nam to nie przeszkadzało, dzięki temu załapaliśmy się na drugą kolejkę likieru a potem jeszcze każdy z nas poczęstowany został kawałkiem czekoladowego ciasta. Dla nas był to bardzo smaczny, mocno czekoladowy i mokry murzynek, ale dostojniej brzmi to po wenezuelsku tłumacząc dosłownie znaczy: tort z czekolady.

Nawet niespecjalnie długo musiałam prosić Chipilina by dał nam przepis na swoje przepyszne ciasto, a likier o to nawet nie śmiałam prosić, bo gdzie u nas dostaniemy świeże ziarno kakaowca?

Za przewodnikiem z Chuao, miasteczka gdzie produkuje się najlepsze kakao na świecie podajemy przepis na murzynka:

Tort z czekolady Chipilina

178 g kakao gorzkie w proszku

178 g oleju

1 łyżka proszku do pieczenie

½ łyżeczki soli

300 g cukru

700 g mąki

4 jaja

½ tabliczki gorzkiej czekolady

W jednej misce wymieszać kakao, mąkę, proszek, sól.

W drugiej misce zmiksować jaja + cukier, dodać olej, roztopioną czekoladę.

Do składników mokrych dodawać suche i miksować aż do dokładnego wymieszania.

Przygotować formę, te proporcje są wymierzone na dużą prostokątna blachę.

Nasmarować blachę, wyłożyć papierem do pieczenia. Wlać ciasto. Piec w 200 stopniach ok. 40 minut, sprawdzić patyczkiem.

Smacznego!

Podawać koniecznie w towarzystwie mocnej kawy i wspomnień z Wenezueli!  

 

Najedzeni i zadowoleni ruszyliśmy jeszcze na samą plantację by zobaczyć z bliska owoce kakaowca i posłuchać o cyklu jego uprawy. Potem obiad i wołowina albo wielka ryba do wyboru, powrót do Puero Colombia odbył się bez zalewania i podtopień, tym razem fale były większe niż rano, ale płynęliśmy w dobra stronę i wiatr nam sprzyjał.

Na sam koniec pobytu nad wodą zafundowaliśmy sobie spacer na Playa Grande, która oprócz tego, że była Grande to jeszcze była piękna, Idealnie trafiliśmy na ostatnie mocne promienia słońce przed zachodem. Sesja, mini spacer i z powrotem. W miejscowym sklepiku udało się nam nabyć wodę ognistą: mieszankę alkoholu z trzciny cukrowej z marakui.  Smakował wybornie. Przed nami teraz przejazd na nasz kolejny nocleg. Cóż, Wenezuela to kraj dużych odległości musimy się zahartować.

Pojechali i napisali: