Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wenezuela 1-19.02.2015

Lody o smaku kaszanki


07-02-2015

Dzisiaj w planach zwiedzanie Meridy, jakoś się nam nie spieszy. Leniwe śniadanie któremu zresztą sprzyja panująca w posadzie rano atmosfera, wszystko odbywa się bardzo powoli. Wreszcie kiedy wygrzebujemy się z hotelu maszerujemy oczywiście na Plac Boliwara i tu zwiedzamy wszystko co się da. Krótki spacer z katedrą, uniwersytetem, kilkoma zabytkowymi tablicami i pamiątkowymi budynkami. Jest dość rześko, w porównaniu z Maracaibo, gdzie było upalnie, wręcz nie do wytrzymania, dzisiaj jest cudnie.

Czas na zakupy i to kolejne, zanim jednak rzucimy się na trzy piętra by buszować na straganach z pamiątkami, mamy niespodziankę. Jednym z lokalnych przysmaków w Meridzie jest napój o nazwie Levanton Andino, skład, który czytałam wcześniej wydawał mi się dość osobliwy, ale teraz stoimy tuż przed stoiskiem, gdzie na naszych oczach pan sprzedawca ustawia trzy blendery i do każdego z nich wrzuca najpierw pokrojone różne owoce: papaję, jeżynę, marakuję, dosypuje mleka w proszku, wlewa zwykłe mleko, dodaje surowe jajka potem jaja przepiórcze gotowane, podsypuje cukru a na sam koniec otwiera małą termoizolacyjną skrzyneczkę i wyjmuje oko bawole. Potwierdzone zostało to przez Renatę, której swojego czasu oczy takie były bardzo bliskie i potrzebne.

I co dalej? Pan wyciska wprost do blendera po parze takich oczy, przykrywa całą mieszankę i miksuje. Na sam widok rośnie nam w ustach a co dopiero smakować taki osobliwy napój. Jednak do odważnych świat należy, sięgamy po kubki z różowym napojem dość gęstym, gdyby nie to, że dopiero co byliśmy świadkami co pan tam wmiksował smak porównywalny z koktajlem truskawkowym.

Pijemy  bo to podobno bomba energetyczna…

Posileni ruszamy na zakupy, w drodze do Jaji smakujemy owoce egzotyczne, mniej znane lub całkiem nieznane u nas.

Jaji to małe miasteczko w górach, gdzie na każdym rogu można kupić truskawki ze śmietaną. My przysiadamy na kawie i zupce i wracamy do Meridy odwiedzając jeszcze po drodze hacjendę, gdzie niegdyś była wielka plantacja kawy, teraz niewiele z tego zostało.

Przed kolacją zaglądamy jeszcze do lodziarni wpisanej do księgi Guinessa ze względu na największą ilość smaków. Portugalczyk Silvio Manolo, którego zresztą poznajemy osobiście pozuje z nami do zdjęć i dumnie pokazuje swoje certyfikaty, dyplomy, wycinki z gazet, założył tu przed laty lodziarnię, niestety w ostatnich miesiącach bywa częściej zamknięta niż otwarta bo nie ma mleka.

To kolejny wpis na listę absurdów lokalnych. Dzisiaj także w lodach o przeróżnych smakach znajdujemy grudki mleka w proszku. W większości decydujemy się na smaki tradycyjne, czekolada, chocococo, Tutti Frutti, Hurra, ale w specjalnej ladzie na którą patrzymy z przymrużeniem oka znajdujemy smak papryki, sera żółtego i białego, kiełbaski, czosnku, fasoli…

Następnym razem, na wielkiej tablicy wynajdujemy jeszcze wiele innych dziwacznych smaków.

Krótka przerwa w hotelu i ruszamy na kolację, dzisiaj w gmachu niegdysiejszego klasztoru. Równie smacznie i przyjemnie co wczoraj. Czas spać.

Pojechali i napisali:

PFR