Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wenezuela 1-19.02.2015

Pierwsze kapibary


08-02-2015

Opuszczamy Meridę, a szkoda, bo bardzo się nam tu podoba. Przy śniadaniu dzisiaj o wiele bardziej sprawnie podanym niż wczoraj rozmawiamy z właścicielką, która opowiada nam o swoim życiu w Wenezueli o problemach tego kraju ale i o radości życia.

Przed nami przejazd przez góry, niestety droga jest bardzo kręta i oczywiście jak to w górach raz w górę, raz w dół, a nasz i wreszcie docieramy do Barinas, a po kolejnych 20 minutach na nasze ranczo. kierowca radzi sobie bardzo żwawo z zakrętami i wcale nie oszczędza sił by dowieźć nas na miejsce jak najszybciej. To się nam już mniej podoba bo niektórzy z nas są sinobladzi.

Ale krótkie postoje po drodze ratują nas.

Wreszcie docieramy do jednego z rancz nieopodal Barinas.

Tu wita nas rodzina, która od lat zajmuje się hodowlą bydła zarówno mięsnego jak i mlecznego. W jadalni piękny duży stół, cudnie nakryty, kwiaty przy talerzu każdego z nas. Dodatkowo bardzo smaczny koktajl na powitanie i bardzo smaczne menu obiadowe. Czujemy się tutaj już bardzo dobrze. Opiekuje się nami Aleksandra, w której odkrywamy wielkie podobieństwo do Salmy Hayek czym jej bardzo schlebiamy. Mamy także prawdziwego llanerosa, który teraz podaje nam posiłek ale za chwilę będzie kierowcą po farmie.

Jeszcze tylko kawka i idziemy do naszych pokoi. A po drodze piękne kwiaty, drzewa, krzewy. Po łące wystrzyżonej równo maszerują pawie dumnie prezentując swe wdzięki, przy jednym z pokoi odkrywamy dwie papugi macau Romeo i Julię, nad basenem wikłacze. Przebieramy się jak na pierwsze safari pośród traw i nizin llanos i jedziemy na łąki. Najpierw widzimy zagrodę dla bydła, obok cielaki, jeszcze dalej krowy mleczne. Mijamy je by poszukać mrówkojada, niestety nie udaje się nam go wytropić, za to pocieszeniem są kapibary, których jest tu pod dostatkiem, obserwujemy je najpierw z daleka,  potem z bardzo bliska, ciekawskie wcale się nas nie boją i w ostatniej chwili leniwie wskakują do wody. Inaczej niż malutkie zwierzaki, które są bardziej płochliwe i te jako pierwsze giną w mętnej wodzie jeziorka. Z tej samej toni nagle pojawiają się łypiące na prawo i lewo oczy kajmana, bynajmniej nie jednego, i nawet nie dwóch, jest ich całe mnóstwo wszędzie dookoła.

Co jakiś czas wychylają ciekawskie ślipia bardzo blisko nas.

Robimy zdjęcia obchodzimy jeziorka dookoła, wypatrujemy ptaki.

Na jednym z drzew zbiera się ich szczególnie sporo, tuż przed zmierzchem przelatują tam na nocleg, a rankiem wracają, rzeczywiście wygląda to ciekawie.

Wracamy po przejażdżce na ranczo.

Wieczorem spotykamy się na kolacji, jest bardzo smaczna i stęsknieni za warzywami i owocami wybieramy to co lubimy najbardziej, potem jest czas na popisy młodego chłopaka, który na 4 strunowej gitarze mierzy się z ambitnym repertuarem. Tłumaczymy słowa niektórych piosenek: jak śmiesznie to brzmi, kiedy okazuje się, że miłość jest ważniejsza od stada krów, albo że llanero chce mieć grubą żonę, itd…

Później my intonujemy kilka piosenek, a wreszcie już całkiem późno dołącza do nas większa część rodziny i siedzimy nad basenem omawiając tematy bardzo różne.

Pojechali i napisali: