Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

RPA 8-24.08.2015

Nadzieja odhaczona!


21-08-2015

Na dzisiaj zaplanowaliśmy całodniowy wypad na Przylądek Dobrej Nadziei. Najpierw jednak śniadanie, nie w hotelu bo w Kapsztadzie szkoda stołować się hotelowo. Udajemy się w drogę, naszym pierwszym punktem ma być rejs do fok, jedziemy do Hout Bay i tu całkiem przypadkowo mijając jeden z lokali o wdzięcznej nazwie Cucina zatrzymujemy się na śniadanie. Przypadkiem trafiamy do kultowego lokalu, gdzie prócz mnóstwa ludzi znajdziemy przepyszne i bardzo urozmaicone śniadania. Zajadamy się wypiekanymi na miejscu muffinami na słodko i słono  z wielkiego słoja wyjmujemy pyszne ciasteczka i popijamy to najlepszą kawą z pewnością w całym RPA.

Do tego miła obsługa i bardzo naturalny klimat w restauracji. Posileni i pełni obaw, przed chorobą morską ruszamy do portu. Z daleka wiatr zawiewa zapach ryb, sporo ludzi i jedna foka, która tresowana łapie rybki w locie.

Statek jeszcze w przystani, wsiadamy i zaraz rusza. Na szczęście pogoda dzisiaj nie zapowiada wielkich fal, Baśka zachwycona, siedzi na dziobie i piszczy z radości, kiedy wbijamy się w kolejne fale by dotrzeć  do wysepki z fokami. Podpływamy bardzo blisko, widać je jak na dłoni, leżą sobie i grzeją się w słońcu. Część z wielkiego stada baraszkuje w wodzie nieopodal łódki.

Zatrzymujemy się przy nich na kilka minut, z taką samą ciekawością jak my im one przyglądają się nam.

Malownicza trasa wiedzie dalej do parku Przylądka Dobrej Nadziei. Tu na samym cyplu wysuniętym w morze wieje i to porządnie, zwiewa nas z nóg. Musimy się naprawdę mocno zaprzeć żeby się nie przewrócić.

Pamiątkowe zdjęcia przy najbardziej obleganej tablicy wieszczącej dobrą nowinę o przybyciu na Przylądek Dobrej Nadziei. Kolejka odstana, zdjęcia zrobione, przejeżdżamy do punktu widokowego, gdzie z góry jest piękny widok na całą okolicę.

Fynbos kwitnie, wygląda to cudnie, niskie endemiczne krzewinki, które komponują się niepowtarzalnie z błękitem wody i zielenią dookoła.

Czas na powrót, w Simon’s Town przystanek na pingwiny i spacer wzdłuż wybrzeża. Na lokalnej plaży jest wielka kolonia pingwinów przylądkowych, które niewzruszone obecnością gapiów żyją sobie tutaj w dostatku. Mają piękną plażę, gdzie z wielkim wdziękiem pływają pośród skał i kamieni, wyskakują na brzeg by pociesznie robiąc śmieszne podskoki przespacerować się do swoich gniazd.

Jesteśmy głodni a do Kapsztadu jeszcze kawał drogi, przysiadamy na rybce w tutejszym porcie. Widok lepszy niż jedzenie.

Wieczorem po raz ostatni idziemy na spacer na Waterfront. Pięknie podświetlone nabrzeże, wielkie koło z wagonikami, sklep z pamiątkami z całej Afryki, restauracje, sklepiki, galerie.

Wczorajsze sushi smakowało nam tak bardzo, że łamiemy nasza zasadę o niepowtarzaniu tych samych miejsc restauracyjnych i wracamy na sushi. Warto było i dzisiaj także raczymy się iście królewską ucztą.

Pojechali i napisali: