Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Madagaskar

Lecimy na Madagaskar!


12-09-2015

Madagaskar, od zawsze był na mojej liście marzeń. Były już przymiarki od dawna, kiedyś już nawet potwierdzona grupa, ale nie mi było dane ją popilotować. Aż do dzisiaj. Walizka spakowana, szczepienia zrobione, książki Fiedlera, Kreta, Owsianego przeczytane kilkukrotnie. Prawie wszystkie dostępne artykuły o lemurach: katta, lisicowatych, szerokonosych, bambusowych: skserowane, przeczytane, utrwalone, baobaby podzielone na grupy i gatunki, program za pazuchą, można ruszać. Droga do Warszawy to preludium. Tu w miłym gronie pyszna kolacja i dobre wino na powitanie z Madagaskarem jeszcze w Polsce. Potem już tylko Paryż i długi lot do Antananarywa. Patrzycie pewnie z przerażeniem na nazwy i gubicie sylaby w długich nieznośnie łamańcach językowych. Też nie wierzyłam, że uda mi się wymówić je bezbłędnie, ale z pomocą pospieszyli sami Malgasze skracając nazwy udziwnione do bardziej udomowionych form jak Tana.

Lądujemy o czasie, na lotnisku bardzo swojsko. Prócz rześkiego powietrza, które nas wita tuż po zejściu z samolotu iście afrykański zapach. My z Basią czujemy wprawdzie więcej zapachów lotniskowych, ale Ela wyraźnie odkrywa zapachy afrykańskie. Nie ma autobusu, nikt nas nie kieruje pod rządek do wyjścia, idziemy sobie radośnie nocą do hali przylotów, tu czarny tłum kłębi się pod drzwiami by w ogóle wejść do sali przylotów. A tu najpierw znaczki wizowania, potem kontrola paszportowa i trochę sztuczne miejsca pracy. Zupełnie zbędni są aż czterej panowie do przekładania paszportów i jeszcze jeden niczym wisienka na torcie, który zamaszystym podpisem opatruje nasze stronice w paszporcie tym samym oficjalnie witając nas na Madagaskarze.

Bagaże mimo kartonów i darów dla ubogich w komplecie. Przy wyjściu czeka na nas już nasz przewodnik, zabiera nas do auta. Trzeba walczyć, bo prócz niego pojawia się sporo pomagierów, co to by chcieli koniecznie i na siłę nas uszczęśliwić ciągnąc lub pchając nasze wózki i walizki. Wreszcie siedzimy w środku auta i jedziemy do hotelu. Noc w stolicy, do tego sobota, pusto, stragany i przydrożne garkuchnie pozamykane. Miasto śpi, jest 1 w nocy. Pojedyncze auta taksówki stare renault i citroeny to wspominki z lat kolonii francuskiej przemykają chcąc pozostać niezauważone po wąskich uliczkach. Śmiesznie brzmią opowieści naszego przewodnika, który niezrażony porą i ciemnościami wokół stara się nam zwizualizować pola ryżowe, sztuczne jezioro z pomnikiem anioła, ratusz. Przekładamy to na jutro. Za to w samym centrum, gdzie zatrzymujemy się by kupić wodę, która tak naprawdę sama wciśnie się nam przez okno do auta tętni  życie. Ludzie, w tym matki z małymi dziećmi opatulone w derki, koce i puchowe kurtki siedzą nad maleńkimi ogniskami przygotowując mini szaszłyki, obok w skrzynkach piwo, zestaw akurat na sobotni wieczór. Ludzie siedzą na ławkach przy niskich stołach, taka dyskoteko-klubokawiarnia pod gołym niebem.

W hotelu bardzo sprawnie kwaterujemy się w pokojach i odsypiamy zarwane noce, dla nas już dwie pod rząd.

Pojechali i napisali: