Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Madagaskar

Szukamy kameleonów


18-09-2015

Wczesna pobudka, za oknami mleko. Ale wysokość robi swoje, jesteśmy na 1200 metrów. Zimno jeszcze, ale po dosłownie zaledwie kilku kilometrach od Fianar powietrze staje się coraz czystsze i mgła się unosi. Przy drodze mimo wczesnej pory tętni życie, cegły wypalają się w licznych piecach, dym przedostaje się sprytnie przez każdą szparę w konstrukcjach na wzór piramid. Obok na poletkach ryżowych także pracowicie, ludzie i zebu przygotowują ziemię pod rozsadę ryżu. Dzieciaki w drodze do szkoły, targ z warzywami i owocami ma się już bardziej ku końcowi. A my zmierzamy do Parku Narodowego Ranomafana. Tym razem zupełnie inny krajobraz, bo zwiedzać będziemy las deszczowy. Oczywiście naszym celem są lemury, ale jak się okaże park oferuje znacznie więcej, zobaczymy sporo innych okazów: ptaki, gekony, kameleony.

Pan przewodnik spędza z nami całe 4 godziny pokazując i objaśniając wszystkie napotkane rośliny. My jednak najbardziej ciekawe jesteśmy lemurów, których odkrywamy 3 nowe odmiany. Niestety jak to zwierzaki na wolności baraszkują lub śpią ale jak na złość w bardzo wysokich partiach lasu pierwotnego i wtórnego. Pasiemy zatem oczy widokiem i próbujemy zrobić zdjęcia, ale z efektem różnym. Gęsty las świetnie izoluje przed słońcem, spacer jest przyjemny bo w cieniu ale zmęczenie daje o sobie znać. Najpierw jednak lunch w miasteczku, albo precyzyjnie w wiosce.

Smaczna kuchnia wreszcie bardziej lokalna niż barwiona na francusko. Smacznie i świeżo.

Każda z nas już walczyła z dolegliwościami żołądkowymi krócej lub dłużej, zaczynamy zatem dokładniej analizować co wolno a czego nie powinnyśmy jeść. Na szczęście wybór jest bardzo duży.

Krótka przerwa na mini odpoczynek i wieczorem ruszamy raz jeszcze na safari. Tym razem już nie w samym parku a na jego obrzeżach ale jakże warto. Zanim zrobi się całkiem ciemno mamy żabę, na krzakach nasz przewodnik rozsmarowuje banana, który ma być wabikiem dla najmniejszego lemura zamieszkującego ten park lemura myszatego. Nie wydaje się nam by było to skuteczne, ale jak się okazuje to bardzo sprawdzony patent, gdyż po kilku minutach przewodnik podświetla nam małego bardzo zwinnego lemura. Pilnuje byśmy miały miejsca w pierwszym rzędzie, bo to na nasze banany przyszła aż dwójka lemurów. Są rzeczywiście maciupeńkie i bardziej przypominają mysz niż lemura, do tego wielkie bursztynowe oczy i zwinny ogon. Udaje się nam zrobić nawet kilka zdjęć.

A potem już spacer w zupełnych ciemnościach i wyszukiwanie kameleonów. To dopiero dla nas zagadka w jaki sposób udaje się przewodnikom jeden za drugim znajdować tyciusieńkie zwierzaki przyklejone do wątłych gałązek, pojedynczych liści czy zawiniętych na konarach drzew. Z pewnością żadnej z nas nie udałoby się znaleźć ani jednego kameleona, ileż to zależy od doświadczenia. Usatysfakcjonowane bo udało się nam zobaczyć nawet kilka gatunków kameleonów wracamy do lodży na kolację. Jeszcze po ciemku, bo do 20 nie ma prądu. Przerwa w dostawie ze względu na pobliską elektrownię, która tak rozporządza prądem.

Dzisiaj pośpimy sobie dłużej.

Pojechali i napisali: