Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Madagaskar

Z wizytą na misji


22-09-2015

Budzi nas wcześnie wschód słońca i codzienne życie, mamy dzieciaki, dorosłych, którzy idą na kąpiel do rzeki, pierwsze zebu w drodze na popas czy wreszcie pirogi i łodzie na swoich szlakach.

Budzimy się i my. Leniwa toaleta, wcale nie łatwo schować się w krzakach na wielkiej łące, bo krzaków tu nie ma.

Ale radzimy sobie, bo w grupie zawsze raźniej.

Śniadanie już na łodzi, obóz złożony płyniemy dalej. Jedyna dobra informacja jaką pozostawił po sobie nasz pseudo przewodnik jest wiadomość, że w wiosce na naszej trasie mieszka polski ksiądz Heniek. Idziemy tam po przybiciu do brzegu. Okazuje się, że księdza akurat nie ma, ale ku naszej uciesze jest siostra z Polski.

Siostra Iwona niemalże rzuca się nam na szyję, przez rok odkąd jest tutaj na misji nie było u niej żadnych Polaków. A teraz jesteśmy my aż Trzy. Zasiadamy przy stole w jadalni, mamy wodę do picia i wsłuchujemy się w opowieść o misji prowadzonej tutaj przez Siostry. Zadajemy pytania, dociekamy, poznajemy Madagaskar jeszcze lepiej. Zwiedzamy ogród, oglądamy budynek który ma ambicje zamienić się wkrótce w mini przychodnię, wreszcie po dwóch bitych godzinach musimy się rozstać. Nadchodzi czas pożegnania, wymieniamy się jeszcze adresami by móc być w kontakcie a może i pomóc. Bo cel szczytny, Siostra Iwona wspaniała osoba z wielką charyzmą i ogromną miłością do Madagaskaru.

Wracamy uskrzydlone na łódkę, mimo upału jest nam jakoś tak dobrze na sercu i duszy.

Popołudnie na łodzi, lunch, kawka, czytanie książeczek. Cóż nie dam rady przekonać nawet samej siebie, że rzeka jest wyjątkowa. Muszę niestety przyznać że jest dość nudna: szeroka, w kolorze kawy z mlekiem, po jednej stronie poletka ryżowe, po drugiej niby baobaby, tu pirogi, tam rybacy, przy brzegach sporo miejscowych. Jedni się kapią, inni piorą, wieczorami widać zebu które pędzone jest do rzeki jak do wodopoju. My jednak nasyciłyśmy oczy widokami, zalegamy sobie leniwie i bez najmniejszych wyrzutów sumienia na ławie, w fotelach lub leżakach i czytamy, podsypiamy, popijamy kawkę, zajadamy ciasteczka. To taki odpoczynek po trasie, zamiast na plaży, którą tu ciężko znaleźć, na łodzi.

Wieczorem powtórka z rozkładania obozowiska, tym razem jest nas więcej, w rządku cumują trzy łodzie, szeroka łacha piachu, w tle baobaby i zachodzące słońce. Na pewno to specjalnie wybrane miejsce. W tle słychać śpiewy, płoną ogniska, bardzo ciepła kolejna noc i gwieździsta.

My obeznane już z wieczornymi i obozowymi rytuałami przygotowujemy się do noclegu.

Dzisiaj zmieniamy trochę koncepcję i każda z nas ma swój osobny namiot. Wysypiamy się lepiej.

Pojechali i napisali: