Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Seszele i Madagaskar 16.11-5.12.2016

W Tanie


03-12-2016

No niestety Air Madagascar nie przełożył nam lotu na późniejszą godzinę, na co liczyliśmy choć trochę. Musimy wstać jeszcze zupełnie po ciemku by zdążyć na lotnisko o czasie. Cóż jak nie ma wyjścia to nie ma innych opcji, samolot na nas nie poczeka, a drugiego nie ma. Perspektywa 1000 kilometrów które musielibyśmy przejechać motywuje nas by jednak wstać wcześnie. Na lotnisku w Tulear żegnamy się z naszym kierowcą, który nam bardzo przypadł do gustu. Już po raz drugi zwiedzałam z Nim Madagaskar i tak jak za pierwszym razem tak i teraz spisał się na medal. Pokazał nam kawał swojego kraju, woził bezpiecznie, zawsze był na czas i aż przesadnie dbał o nasze auto, które zawsze było wysprzątane, wymyte na pokaz.

Teraz żegnamy się z Nim bardzo serdecznie i idziemy do odprawy. Tu trwają chwile dyskusje przy okienku nadawania bagażu, pani przymyka oko na nasze pojedyncze kilogramy w nadwadze, ale przy dwóch walizkach gdzie kilogramów jest więcej już prosi o dopłatę, próbujemy negocjować, ugrać coś uśmiechem, ale nie udaje się nam.

Samolot o czasie ląduje w Tanie. Nowy kierowca, ale nasze stare auto, które po drodze nabyło się usterki, i zmusiło nas do zmiany auta na inne takiej samej marki i odesłanie uszkodzonego do stolicy, teraz już w pełni sprawne będzie nas wozić po mieście.

Pierwszy punkt programu to Park Lemurów. Niby nie jest daleko i poza miastem, a do tego sobota a my całkiem wcześnie, ale okazuje się, że ruch uliczny w Tanie jest zupełnie nieprzewidywalny i tak pierwsze kilometry pokonujemy bardzo sprawnie, ale potem już tkwimy w zwykłym wielkim korku w stolicy.

Przy okazji mijamy miejscowe targi, tory kolejowe, stragany, wąskie uliczki. Stolica, wielkie miasto, miejsce największych kontrastów na Madagaskarze. Tu bieda styka się z bogactwem, wielkie luksusowe klimatyzowane auta jeżdżą i stoją w tym samym korku co stare zjedzone przez rdzę auta jeszcze pofrancuskie.

Tu elegancko ubrane panie w szpilkach i błyszczących kostiumach i wykwintnych fryzurach spieszą się na wesela bo dzisiaj akurat sobota mijając na drodze żebrzące matki wielu dzieci, które wprost na ulicy żyją, śpią, jedzą to co im skapnie. Zamiast szpilek chodzą boso, zamiast fryzury włosy ogolone prawie do samej skóry, elegancki kostium zastąpiony łachmanami.

Najwięcej odrazy budzą zawsze w nas stoiska z mięsem i rybami. Handluje się tu głównie mięsem zebu i drobiem. Stoiska to drewniane budki z ladą. Sprzedawcy sami rozbierają mięso i porcjują, niektórzy nawet przygotowują małe kotleciki lub klopsiki. Jednak po kilku godzinach leżenia na ladzie i czekania na kupców więcej jest tutaj much niż mięsa. Poza tym stoiska te przeplatają się z owocami, warzywami, słodyczami, budkami z telefonami, taki typowy afrykański rozgardiasz. Na pewno każdemu z nas przyszło na myśl pytanie czy oby nasze pyszne mięsko na lunch czy kolację nie pochodzi z podobnych stoisk?

Ale nie brakuje też scen wesołych, radosnych, machają nam dzieci, pozdrawiają nas dorośli, szczególnie jak stoimy w korku i szyba w szybę przyglądamy się sobie wzajemnie.

Nie da się oddzielić tego co lokalne od tego co ładne. Taki przejazd choć długi i meczący musi też być by pokazać nam to miasto takim jakim ono jest naprawdę.

W Parku Lemurów nie jesteśmy łatwymi klientami, nie ich wina, że trafili na grupę na końcu swojej podróży po Madagaskarze. I tak się składa, że mieliśmy sporo szczęścia na trasie, bo lemury niemal jadły nam z rąk. Czyli udało się nam także zrobić im bardzo dobre zdjęcia, a to że teraz pan próbuje opowiadając dodać ich miejscu wyjątkowości jakoś do nas nie trafia. Wolimy lemury w naturze, tu mamy jednak szansę by zobaczyć brakujące nam gatunki, których nie udało się spotkać w naturze.

Lunch także w parku i kolejny przejazd, tym razem dużo szybciej, korek się rozładował. Za to mijamy kilka aut ślubnych. Moda na suknie bezy z mnóstwem koronek, tiulu, falbanek nie przemija. Auta udekorowane wiązankami z suszonych lub sztucznych kwiatów, hitem był mały VW cabrio.

Zakupy to nasz kolejny cel. Tym razem kierowca polecił nam galerię. Najpierw się krzywimy, bo jakoś takie te pamiątki wszystkie uporządkowane, nie można się targować, ale już po chwili kiedy rozejrzymy się po regałach  i zerkniemy na ceny okazuje się, że to jednak dobre miejsce. A ja dodatkowo porównuję to z miejscem gdzie ostatnio robiliśmy zakupy, to wypada dużo lepiej i cenowo i jakościowo. Zatem dobijamy targów, wydajemy nasze mini fortuny pozbywając się lokalnej waluty i na piękny zachód słońca nad miastem wracamy do hotelu.

Tana leży na wzgórzach a my mieszkamy na szczycie jednego z nich. Widok jest przepiękny.

Pojechali i napisali: