Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Moskwa i Kamczatka

Pietropawłowsk i rejs


24-07-2019

O dziwo nie pada

Prognozy pogody na dzisiaj nie były wcale obiecujące, wiedzieliśmy, że będzie padać i to przez cały dzień. Każda prognoza pogody mówiła to samo, tym bardziej zdziwiliśmy się, kiedy rano po przebudzeniu, właściwie muszę napisać bardzo rano, bo niektórzy wstali już o 4:30, inni o 5:00, pogoda była całkiem dobra, a widok z okna na Zatokę Awaczyńską nawet dobry.

Targ rybny

Zatem w dobrych humorach doczekaliśmy na śniadanie, by potem ruszyć na zwiedzanie miasta. Pietropawłowsk do najpiękniejszych niestety nie należy, ale ma kilka miejsc wartych zachodu. Na drugie śniadanie udaliśmy się na targ rybny, gdzie po raz pierwszy w życiu widzieliśmy kawior z łososi sprzedawany z wiaderek. Miła pani sprzedawczyni wprowadziła nas w arkana tajemnic dotyczących rodzajów kawioru. Na małych łyżeczkach mogliśmy popróbować kilku rodzajów, z czego nabyliśmy dwa na potem. Wybraliśmy sobie także suszoną rybę, a potem czarny chleb i masło. Butterbroty z kawiorem – marzenie każdego.

Muzeum wulkanów

Po targu przyszedł czas na muzeum, ku naszemu zdziwieniu pięknie zaaranżowane i bardzo merytorycznie przedstawiające budowę i rodzaje wulkanów. Tutaj na samym końcu znaleźliśmy małą kawiarnię i idealną porę na kawkę. A nawet tort makowo-czekoladowo-orzechowy.

Zwiedzanie miasta w deszczu

Niestety dopadł nas deszcz. Nie lało, ale padało, zatem wskoczyliśmy w nasze kurtki i ruszyliśmy na zwiedzanie monumentów miasta, bo do tego sprowadził się spacer po ścisłym centrum. Lucy oprowadziła nas po swoim mieście pokazując różnorakie pomniki ku chwale lokalnych bohaterów. Nie obyło się bez wielkiego pomnika Lenina, na wzgórzu był pomnik Beringa, a ponadto wiele pomników ku pamięci licznych bitew, które dotknęły Kamczatkę.

Rejs po Zatoce Awaczyńskiej

Przed rejsem wskoczyliśmy jeszcze po dodatki do naszego kawioru i o 14:30 przy dżdżącym deszczu weszliśmy na pokład. Tam pan kapitan z prędkością światła wprowadził nas w zasady panujące na statku i w towarzystwie pary z Moskwy oraz dwóch Koreanek ruszyliśmy na sześciogodzinny rejs po Zatoce Awaczyńskiej. Już po pierwszych kilku minutach wiedzieliśmy, że bujać będzie, ale dopiero po kilkunastu okazało się, że będzie bujać bardzo mocno. Niestety nie każdy z nas znosił to bujanie dobrze. Staraliśmy się zająć czymś innym. Zdjęcia pobliskich formacji skalnych, lokalnego ptactwa w tym cudnych maskonurów, mew morskich i kormoranów to wyższa szkoła jazdy, bo bujało nieziemsko.

Oksana, pokładowa szefowa kuchni, pokroiła nam przyniesiony przez nas na pokład chleb robiąc z niego pyszne butterbroty z kawiorem. Te na chwile zajęły nas skutecznie niemyśleniem o walce z żywiołem, szampanskoje lało się na stakany, ale i to nie pomogło zbytnio. Czas ślimaczył się niemiłosiernie, znaleźliśmy sposób na przetrwanie, przycupnąć gdzieś w kąciku z zamkniętymi oczami i przeczekać chociaż chwilę.

Na nasze szczęście w połowie drogi morze się uspokoiło, my zakotwiczyliśmy przy brzegu. To czas na łowienie ryb. Niestety w zacinającym deszczu. Ale flądry brały i wizja sutej kolacji wydawała się bardzo realna.

Zwieńczeniem uczty były kraby, ugotowane na naszych oczach podane na pokładzie. Sacha zrobił nam demonstrację jedzenia krabów po kamczacku, pokazując jak wprawnie należy je połamać wysysając i to całkiem głośno pyszne mięso ze szczypców i nóg. Ale mieliśmy frajdę z objadania się krabami. Pyszności!

Wzmocnieni i posileni, zajęci delektowaniem się krabów, kawioru i flądry oraz pysznej zupy z łososia wracamy na brzeg. Ocean jest dla nas łaskawy. W zatoce woda spokojna i już nie buja.

Wracamy do hotelu pełni wrażeń, spotykamy się jeszcze na kawie i herbacie oraz ciasteczkach. Jutro rozstajemy się z cywilizacją i jedziemy do wulkanów.

Pojechali i napisali: