Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Moskwa i Kamczatka

Pokoje z widokiem na Zatokę Awaczyńską


23-07-2019

Trudny lot

Za oknem cały czas jasno, sporo dzieci na pokładzie, które pewnie jak my zdezorientowane, która to właściwie jest godzina płakały i były bardzo niespokojne przez całą noc. Nie był to najbardziej udany lot, ale dotrwaliśmy do końca.

Na lotnisku w Kamczatce powitało nas ciepło, niespodziewanie ciepło, zapowiadane 19 stopni się potwierdziło. Bez deszczu, pojedyncze chmurki, idealna pogoda na dzień dobry. Hala przylotów to blaszany tunel, gdzie na końcu wciśnięta jest taśma bagażowa i niemały tłum ludzi oczekujący na swoje bagaże. Dopychamy się i my do naszych walizek i toreb, finalnie brakuje nam tylko jednej, która już wiemy, że utknęła w Moskwie i przyleci jutro przed południem.

Nasz Hotel

Przejeżdżamy do hotelu, w którym zamierzamy oszukując zmęczenie spędzić tylko chwilkę i od razu wyruszyć do miasta. Pietropawłowsk to największe tutejsze miasto, stolica Kamczatki, a my chcemy zjeść coś na lunch, wymienić pieniądze, a jak sił starczy pojechać nad Pacyfik. Hotel okazuje się bardzo rodzinnym i przytulnym miejscem. Pokoje małe, ale z widokiem na Zatokę Awaczyńską, przez okno widać pierwsze wulkany.

Pogoda nadal trzyma się w ryzach. Przed wejściem do banku przechodzimy przez mały ryneczek, gdzie obok odzieży i butów nabyć można świeże owoce i warzywa, nabiał, ryby. W banku w zamkniętych małych pokojach wymieniamy ruble i idziemy na lunch. W fajnej miłej knajpce jemy specjały tutejsze: okoń, łosoś, przegrzebki i solanka.

Czarna plaża

Do oceanu przejazd zajmuje nam około 40 minut, które każdy częściowo przesypia. Zmęczenie nie odpuszcza i naprawdę czujemy teraz ciężkie powieki. Nad wodą jesteśmy niemal sami. Czarna wulkaniczna plaża z drobnym piaseczkiem, wielkie fale, szum wody, cudnie to wygląda, a w oddali wulkany przyprószone śniegiem. Widoki przypominające nam trochę Islandię, trochę Nową Zelandię. Zobaczymy jak będzie dalej. Pojawiają się komary, nie gryzą, ale bzyczą natrętnie pomiędzy nami. Jesteśmy zaskoczeni ilością różnych roślin, wszędzie dominuje niebezpieczny Barszcz Sosnowskiego, ale my zachwycamy się także dziką różą, która pachnie obłędnie wyściełając ścieżki do oceanu, jest też łubin, całe jego łany pokrywają tutejsze łąki.

Zadowoleni, ale i zmęczeni wracamy do hotelu. Pewnie większość z nas zasypia na stojąco.

Pojechali i napisali: