Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
To musi być długi opis niezwykłego dnia.
Dzisiaj swoje wyjątkowe urodziny obchodzi Ela. Zazwyczaj o urodzinach wiemy jeszcze przed wyjazdem, wypełniając liczne tabelki i kopiując paszporty znamy wszystkie daty urodzin. Jesteśmy przygotowani, jest książka jako prezent, na później zaplanowaliśmy tort i szampana.
Rano, wyjątkowo wcześnie jak na Kamczatkę, gdzie zazwyczaj dzień zaczynamy dość późno jak na standardy tras objazdowych, bo ruszamy około 9 a czasem nawet 10, dzisiaj wstajemy już po 6:00. Nasza wczesna pobudka zaskoczyła nawet restaurację w Aquaparku, która zaczyna swą pracę dopiero od 9:00 i śniadanie musimy odebrać z administracji naszego hotelu. Są przygotowane pudełeczka z chlebem, serem, dżemem, a nawet ciastem z kremem. Parzymy kawę i herbatę i jemy śniadanie polowe. Już o 7:30 musimy spakować nasze bagaże główne do busa, który przewiezie je do Pietropawłowska, a my tymczasem czekamy na inny autobus, który ma nas zawieźć na lotnisko helikopterów.
Pogoda zgodnie z zapowiedziami bardzo ładna, nad nami niebieskie niebo. Zanim jednak wsiądziemy do busa zaskakujemy Elę gromkim sto lat, po raz pierwszy. Ściskamy Jubilatkę, wręczamy upominek i zajmujemy miejsca, szybko okazuje się, że bus zbiera turystów zapisanych na dzisiejsze loty z kilku miejsc, i my byliśmy tymi pierwszymi, a właściwie ostatnimi.
Na 8:15 docieramy na miejsce, odhaczamy się na liście pasażerów i dostajemy identyfikatory z numerem lotu. Wybraliśmy wszyscy przelot nad Jezioro Kurylskie, tam mamy gwarancję zobaczenia niedźwiedzi, a na tym nam bardzo zależy. Helikoptery są duże, mieszczą 20 pasażerów. Trafia się nam grupa niemiecka, która niezbyt się zgrała między sobą na wyprawie. Jesteśmy świadkami kilku kłótni o miejsca w samolocie albo o miejsce do fotografowania przy płocie, a także wysłuchujemy kilku komentarzy dotyczących nas samych. A jeszcze do obiadu podstępnie zamieniona nam zostaje woda na sok albo na odwrót. Pomijamy te drobiazgi milczeniem skupiając się na towarzystwie dziarskich Rosjanek, które podróżując samotnie niosą ze sobą mnóstwo uśmiechu i dobrej energii, a poza tym ich dziadkowie pochodzili z Polski.
Startujemy o 9:00, wewnątrz helikoptera jest bardzo głośno, dostajemy słuchawki, wzbijamy się szybko w powietrze i przed nami godzinny lot nad jezioro. Po drodze mijamy wulkany, małe niczym mróweczki pojedyncze samochody, przelatujemy nad bazą wulkanu Mutnovsky, po godzinie lądujemy nad jeziorem. Jeszcze z okien helikoptera widać miśki nad brzegiem jeziora, małe punkciki poruszające się przy brzegu w wodzie to także misie. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć je z bliska.
Po wyjściu ze śmigłowca dołącza do nas strażnik, uzbrojony, ze strzelbą na ramieniu, a cały obóz okolony jest drutami pod napięciem, istnieje realne zagrożenie, że rozochocone misie wedrą się na teren z namiotami i zapleczem turystycznym. Jako pierwsi idziemy do tamy zbudowanej na rzece, tu skupia się o wiele więcej łososi, które w tym czasie przypływają tutaj na tarło, a tym samym stanowią smakowity kąsek dla niedźwiedzi. Już z daleka możemy wypatrzeć mamę z małymi, siedzi sobie na skarpie i obserwuje bacznie okolicę, po drugiej stronie rzeki także misie, nagle jeden z całkiem sporych niedźwiedzi energicznym ruchem przesuwa się w naszą stronę, strażnik odsuwa nas w obawie przed atakiem zwierzaka. A my widzimy, jak wyszkolony miś omija sprawnie rozwleczone zasieki i pod mostem przechodzi wprawnie na drugą stronę, by za chwilę wśliznąć się na pomost i przeparadować nim niczym po wybiegu. Na końcu kładki wskakuje z chlupotem do wody. A potem poluje na łososie. Cieszymy się widokiem niedźwiedzi, ale mamy ciche podejrzenia, że zgromadzono tutaj rodzinkę pokazową.
Nagle pani przewodniczka zaprasza nas na przejażdżkę łódką po Jeziorze Kurylskim, nikt nam wcześniej o tym nie mówił, i jak się okazuje, to będzie dopiero frajda, przepływamy na drugą stronę jeziora, gdzie na brzegu polują misie, ale nie jeden, czy dwa, jest tu ich kilkanaście, potem kilkadziesiąt. Jeden stoi w wodzie i albo poluje, albo nas obserwuje. Obok miś leniuch leży z przewieszonymi łapami na piachu i zdaje się odpoczywać po uczcie łososiowej, jeszcze dalej w konarach drzew schroniła swoje maluchy niedźwiedzica, widać je, kiedy w zapomnieniu wysuną się zbytnio na piach, wtedy troskliwa matka zagarnia je swoim cielskiem z powrotem. Nie nadążamy ze zdjęciami, co po raz ktoś wypatruje nowe zwierzaki, kolejne misie wyłaniają się z zarośli, nie możemy się nadziwić jak pięknie wyglądają w swoim naturalnym środowisku. Nie chce się nam wcale wracać, ale pan kapitan odczytując nasze myśli robi jeszcze wielkie koło i płynie wzdłuż plaży byśmy mogli popatrzeć na kolejne niedźwiedzie, i te samotne, i te z małymi, misie wielkie i mniejsze, starsze i młode. Ela, która od początku wyprawy codziennie wspominała niedźwiedzie, dzisiaj przy okazji urodzin ma ich tak wiele i to na wyciągnięcie ręki, a nadal nie może w to uwierzyć.
Wracamy do obozowiska w pełni zadowoleni niedźwiedziami, stąd helikopterem niczym taksówką przelatujemy na kolejny przystanek, tym razem siadamy na kraterze wulkanu Ksudach. Pogoda nie najlepsza, ale widoczność na tyle dobra, że piloci decydują się posadzić maszynę na krawędzi wulkanu. Wysiadamy, robimy zdjęcia, piękne widoki.
I ostatni trzeci przystanek to gorące źródła, a właściwie to gorąca rzeczka. Tylko nasza trójka decyduje się na wejście do wrzątku, woda niby zgodnie z pomiarami powinna mieć ok. 40-44 stopni, ale nam wydaje się wrzątkiem. Szybko przebieramy się w garderobie i za chwilę wchodzimy do wody, powolutku, kroczek po kroczku, a nasze ciało zdaje się palić od skóry. Wejście do zimnego morza jest wyzwaniem, ale właśnie mamy się przekonać, że zbyt ciepła woda to także wyzwanie.
Wreszcie zanurzamy się do szyi i tak chwilę grzejemy ciałko. Potem już tylko lunch. Kiedy kolejne helikoptery odlatują i zostajemy sami, zarządca stacji przynosi małe radyjko, włącza muzykę, bawimy się z jego psem i jedynym przyjacielem w tym miejscu. Jak się okazuje obaj pełnią wartę tutaj przez cały rok. Idziemy do helikoptera, w tym samym czasie na niebie pojawia się kolejny śmigłowiec, nowa dostawa turystów odwiedza pana z psem i gorąca rzeką.
Dla nas to już koniec wycieczki, przed nami powrót do Pietropawłowska także helikopterem. Jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani atrakcjami i najważniejsze, że udało się nam zobaczyć niedźwiedzie, które były marzeniem wielu z nas. Na sam koniec otrzymujemy jeszcze pamiątkowe certyfikaty i czekamy na naszą załogę, która ma nas stąd odebrać.
Przed nami tylko 68 kilometrów, wprawdzie nasz przewodnik niejasno zeznaje, że droga może nam zająć 3 godziny albo i więcej, ale jakoś nie chce się nam w to wierzyć. Co powiecie, ile można jechać 68 kilometrów? Nie zgadniecie – jechaliśmy sześć godzin! Pierwszy odcinek trasy wiódł po asfalcie, ale krótko, potem zjechaliśmy na ubity szuter, niestety też krótko, zaczął się odcinek po off-roadzie, z mnóstwem kolein, wertepów, kałuż – wszystko znosiliśmy bardzo dzielnie, ale kiedy nasi opiekunowie sami zapięli pasy i nam polecili zrobić to samo zaniemówiliśmy. Zapowiadał się najtrudniejszy odcinek trasy. Po pięknych widokach i zdjęciach okolicy jakoś wydawało się nam, że najgorsze za nami, a tu proszę taka zmiana sytuacji.
Nasz zielony potwór wjechał na drogę bez drogi, nie sposób tego opisać, po prostu musicie wyobrazić sobie krajobraz księżycowy, gdzie leży śnieg, obok rośnie zielona trawa, kwitną nawet kwiaty i krzewinki, a tuż obok leży zwalisko kamieni i lawy. I tylko kierowca i jego intuicja wiedzą jak i gdzie należy najechać żeby przejechać. Mija 4 godzina drogi, nie pytajcie czy nam się jeszcze podoba, mamy dość, a tu końca nie widać. Mijamy wprawdzie pojedyncze namioty, które przytulone do skał albo kamieni starają się oszukać coraz mocniejszy wiatr. Kiedy wyglądamy przez boczne okienka w aucie obraz jest nierealny. Rzuca nami w dół i w górę, pasy są niezbędne byśmy nie wpadli na siebie, lecą za to nasze bagaże i torby. Koncentrujemy się na drodze, nie chce się nam wierzyć, że tak ma wyglądać reszta naszej drogi. Nikt już nawet nie pyta czy daleko jeszcze, milczymy i walczymy z wertepami, dołami, koleinami, spadkami i górkami.
Nagle przy kolejnym najeździe na lawę, skały i kamienie, nasze auto robi nagły unik i spada w dół, przy tym coś chrzęści a zaraz potem słychać charakterystyczny świst ulatującego powietrza. Wiemy co się stało : opona przebita. Nasz kierowca szybka ocenia sytuacje i resztką sił próbuje wytoczyć maszynę ze skał na równy grunt.
Wysiadamy, ale widać, że sytuacja jest napięta, nie pytamy, czekamy co będzie. Zapada decyzja o wymianie opony, odsuwamy się na boki po upewnieniu się, że nie możemy pomóc. Przyglądamy się jak wprawnie i szybko chłopcy wraz z kierowcą wymieniają całą oponę, zdajemy sobie jednak sprawę, że do bazy jeszcze daleko, droga na lepszą się nie zapowiada. Jutro ta sama trasa powrotna, a zapasowego koła brak. Myślimy jednak pozytywnie.
Ela, która nadal świętuje swoje urodziny jest coraz bardziej rozbawiona całym dniem, tylu niespodzianek nikt nie mógł przewidzieć.
Wreszcie po 6 godzinach nasza maszyna staje na dobre, tu będziemy spać. Tu? Ale dlaczego tu? Wychodzimy z auta, obok tylko metrowy półokrąg z krzaków, domyślamy się, że to naturalna osłona przed wiatrem, nie wybrzydzamy, jesteśmy już bardzo zmęczeni. Szybko bierzemy się za rozkładanie namiotów, idzie nam bardzo sprawnie. Potem bagaże i szykujemy się do kolacji. Też wyjątkowej.
Sasha w rozłożonym żółtym dużym namiocie obiera najpierw ziemniaki, a potem bierze się za … tłuczenie kotletów schabowych. Możecie wierzyć lub nie, najprawdziwsze schabowe z tłuczonymi ziemniakami i kalafiorem w cieście to nasze menu na dzisiaj. Wody brak, prądu brak, namioty bez zaplecza a my jemy jak Królowie. Do tego przystawki czyli kanapeczki z pastą z wątróbek mintaja lub z wędzoną nerką czyli łososiem, a na deser oczywiście tort.
Sasha sama przygotowała tort tiramisu. I uwaga nie przywiozła go z miasta w blasze, robiła go na moich oczach w namiocie pośrodku niczego. Zaskoczyło to Elę po raz kolejny. Był tort z napisem z pianek "Happy Birthday", były prezenty, "Sto lat" po raz wtóry, chorągiewki urodzinowe, szampan i dobry koniak.
Co to był za dzień!
"Chcieliśmy jeszcze raz wyrazić nasze zadowolenie z udziału w ekspedycji pod hasłem "Wielka włóczęga po Egipcie". Jest nam bardzo miło, że poznaliśmy się osobiście. Pełen szacunek za szeroko rozumiany profesjonalizm."
" Wyprawa do Peru to była niesamowita przygoda, pełna wrażeń i wyzwań. Wracamy zadowoleni, z tysiącem zdjęć i głowami pełnych wspomnień. "
"Chciałabym bardzo podziękować za cudownie zorganizowany wyjazd. Wszystko było dopracowane i zapięte na ostatni guzik."
"Dziękujemy za wspaniały program, znakomitą oprawę - pilotka i przewodnicy, znakomicie dobranych uczestników (może to przypadkowa selekcja, ale wyszła znakomicie pomimo dużej rozpiętości wieku). I oczywiście za świetną organizację wyjazdu „ku chwale Ernesta Malinowskiego”. Świetny i program i godny polecenia! "
"Chciałabym serdecznie podziękować za wspaniałą keralską przygodę! Dziękuję za wszelką pomoc okazaną przed i w trakcie wyjazdu, dziękuję za wspaniałą opiekę pięknie uśmiechniętej, pomocnej i świetnie zorganizowanej Karoliny, dziękuję za inspirujące warsztaty z Pauliną w niezwykle urokliwym Kondai Lip. To był piękny czas!"
"Serdecznie dziękujemy ESTA TRAVEL za zorganizowanie niesamowitej wyprawy do Ugandy. To była absolutnie niezapomniana przygoda, która przyniosła nam wiele radości, emocji i niezwykłych doświadczeń. Wszystko od samego początku było perfekcyjnie zorganizowane, od transportu, zakwaterowania w malowniczych klimatycznych loggiach, po sam program wycieczki. Doceniamy Pani pasję i zaangażowanie w organizację wyprawy wyjątkowej i niepowtarzalnej. Dopracowanie wszystkich szczegółów sprawiły, że była to podróż magiczna - komfortowa i bezpieczna. Jesteśmy bardzo wdzięczni. Specjalnie podziękowania dla Pani za wsparcie na samym początku podróży kiedy nasze bilety lotnicze raz za razem były anulowane, a my przerażeni… ale co źle się zaczyna, dobrze się kończy. Pani spokój był dla nas wybawieniem."
"Dziękujemy! Było bardzo bardzo bardzo trudno. To była dla nas najtrudniejsza rzecz w życiu. Wiatr był potężnie silny, wiele osób zrezygnowało. Generalnie bardzo dobra organizacja podczas trekingu jak i poza. Dziękujemy serdecznie za te niesamowite wakacje. Tanzańczycy to świetni ludzie. Świetnie przeżycie! "
"Właśnie wróciłam z drugiego wyjazdu z Waszym biurem w tym roku. Nie jestem osobą zbyt otwartą, opisując wrażenia i odczucia, ale nie mogę, nie wyrazić swojego zachwytu z tych pobytów. Jesteście niesamowicie profesjonalnym, rzetelnym biurem podróży. Już po pierwszym wyjeździe czułam się niesamowicie zaopiekowana, dopieszczona i zadowolona, ale pomyślałam, że to może przypadek, miałam szczęście, ale po drugim wyjeździe stwierdziłam, że to nie przypadek. Wy jesteście po prosu ŚWIETNI !!! Bardzo dziękuję za wspaniałe wakacje. Były to wyjazdy do Pauliny Młynarskiej, którą uwielbiam i na pewno jeszcze nie raz skorzystam z takich wyjazdów. Polecam biurko Esta Travel znajomym, bo wiem, że warto. Obserwuję Was w mediach społecznościowych i razem z mężem planujemy wyjazd z Esta Travel w jakieś ciekawe miejsce na Ziemi, może Azja ? Do..."
"Chciałbym podziękować w imieniu swoim i żony za super wycieczkę, najlepsza do tej pory, na jakiej byliśmy, wszystko dopięte na ostatni guzik. No i wielkie dzięki za Izę i super przewodników!"
"Chciałam gorąco podziękować z możliwość poznania Madagaskaru. Wyprawa, choć trudna absolutnie niezwykła i niezapomniana Podróżowanie z Anią to czysta przyjemność; nawet w absolutnie ekstremalnych warunkach. Cieszę się bardzo z tego czasu i mam nadzieję, że niedługo znowu wyruszę z Esta Travel. Pozdrawiam serdecznie"
"Chciałam w imieniu całej rodziny podziękować za super safari. Kierowcę mieliśmy bardzo sympatycznego. Lodge tez była świetna. Wielkie dzięki!"
"Dziękuję Ci bardzo za ostatnie cudowne, dwie wyprawy. Spełniłaś moje młodzieńcze marzenia poznania Egiptu i zabrałaś mnie w przepiękne góry, o których śniłam przez ostatnie miesiące, pozwoliłaś mi uciec od stresu i pooddychać światem; wspaniały czas! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! "
"Dzień dobry Pani Estero. Chciałbym bardzo podziękować za wspaniałą wycieczkę. Muszę przyznać, że Pakistan zrobił na mnie ogromne wrażenie. Cieszę się, że to akurat z Pani biurem i Anią "przetarłem szlak". Nie będę się rozpisywał na temat programu, hoteli itp. ponieważ Ania zna moją opinię na te tematy i na pewno Pani przekaże (nie było na co narzekać). Jeśli chodzi o Anię, to napiszę tylko, że z taką kobietą aż chcę się podróżować. Mam nadzieję, że to nie ostatnia wyprawa z Pani biurem. Jeszcze raz dziękuję za super spędzony czas. Pozdrawiam"
"Safari fantastyczne! Naprawdę super. Kierowca ekstra, park przepiękny, super warunki. Wszystkim nam BARDZO SIĘ PODOBA !!! Dziękujemy"
"Chcielibyśmy serdecznie podziękować za zorganizowaną wycieczkę do Apulii, a w szczególności podziękować Martynie za perfekcyjną opiekę i organizację. Udało nam się nawet wspólnie odkryć nieznany dotąd akcent polski w Apulii, więc w trakcie wyjazdu staliśmy się nawet odkrywcami. "