Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Etiopia 22.09-11.10.2019

Docieramy do Lalibeli


02-10-2019

Lecimy do Lalibeli

Czuję się o niebo lepiej, wprawdzie leki i dieta mnie obowiązują, ale wczorajsze przeżycia już za mną.

Spotykamy się z grupą na śniadaniu, potem jedziemy na lotnisko. Przed nami bardzo krótki, tylko półgodzinny lot do Lalibeli. Pogoda dzisiaj przepiękna, widok na góry cudny, żadnych chmurek ani mgły. Udaje się nam nawet zająć sporo miejsc przy oknie w samolocie, by choć trochę nadrobić stracone widoki w Górach Siemien.

Lądujemy w Lalibeli przed południem, droga z lotniska do miasteczka do najbardziej widowiskowych nie należy, nie ma asfaltu, tylko szuter, ale za to widoki boskie. Po drodze zatrzymujemy się na punkcie widokowym. Pięknie kwitną aloesy, obok tef i inne zboża.

Po dotarciu do hotelu zajmujemy pokoje, po dwóch dniach nieobcowania z Internetem wykorzystujemy tutejszą sieć, by nadrobić zaległości, choćby te najpilniejsze, a potem ruszamy wspólnie na lunch. Wybieramy restaurację uchodzącą za najlepszą w mieście. Jedzenie okazuje się na tyle smaczne, że wrócimy tu jeszcze jutro, tym razem na kolację.

Pogoda się trzyma co ważne, bo zaraz chcemy ruszyć na zwiedzanie pierwszej grupy kościołów wykutych w skałach.

Zwiedzamy kościoły

Chyba po cichu każdy z nas oczekiwał lepszej infrastruktury w Lalibeli, skoro to taki wielki zabytek i UNESCO, ale jak tylko wejdziemy na teren kościołów okazuje się, że tu już wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane. Poza tym łatwiej nam zrozumieć jak to działa, kiedy my turyści musimy chwilę zaczekać, ponieważ w jednym z kościołów leżących na naszej trasie odbywa się akurat msza święta i musimy zaczekać do jej końca, a tłumy ubranych na biało pielgrzymów wychodzą z wnętrza kościoła.

Zwiedzamy pierwszą grupę kościołów, jest co oglądać. Nie możemy nadziwić się jak udało się w owych czasach wydłubać tak imponujące budowle, nadając im niesamowicie zgrabne kształty oraz obecny wygląd.

Po zwiedzaniu mamy jeszcze chwilę na zakupy w mieście. Tutejsze sklepiki nie powalają jakością pamiątek, ale przynajmniej jest kilka drobiazgów, które zabierzemy ze sobą do Polski.

Słodki wieczór

Wieczorem trafiamy do innej restauracji, gdzie w całkiem niedawno otwartym budynku można całkiem dobrze zjeść. A zwieńczeniem dnia będzie pijalnia tedżu, czyli miodu pitnego. Napitkom towarzyszą też tradycyjne tańce etiopskie. Staramy się najpierw bacznie obserwować tańczącą parę, ich ruchy i taniec okrzyknięte zostają przez nas tańcem na kurczaka, sztywny dół, pracują ręce, ramiona i głowa, trzepot skrzydełek i poruszanie głową, drgawki i elektrowstrząsy. Nasz kolega staje się ich mocną konkurencją prezentując się na scenie.

Wracamy jak na nas dość późno i zapadamy w głęboki sen.

Następny dzień

Pojechali i napisali: