Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Etiopia 22.09-11.10.2019

Jedziemy na pustynię


06-10-2019

Leniwy poranek

Mamy czas na śniadanie, które jak zwykle wywołuje salwy śmiechu, bo stale jest coś nie tak jak zamówiliśmy. O 10:00 wsiadamy do aut terenowych i jedziemy zostawić nasze duże bagaże na czas naszego pobytu na pustyni w biurze.

Jedziemy na pustynię

Dzielimy się na trzy grupy, poznajemy naszych kierowców i ruszamy, z Mekele na pustynię mamy dobre 4 godziny drogi, a nawet zrobi się ich 5 w praktyce. Kilka postojów w miejscach widokowych. Poza nami są jeszcze dwa samochody z innymi turystami, mamy tu Niemców, Francuzów, i tak międzynarodowy skład poznaje się bliżej na przerwie na kawę.

Mimo że nikt nie może nam zagwarantować karawany z wielbłądami, to po kilkudziesięciu kilometrach mijamy pierwszą z nich. Idzie wprawdzie bez soli, za to ze słomą, z Mekele na pustynię. Wysiadamy szybko z aut, by uchwycić w obiektywach ten widok.

Upał

Dalsza droga się nam dłuży, choć coraz bardziej doceniamy temperaturę w samochodach, jest chłodno, na zewnątrz prawdziwy piekarnik, nie były przesadzone ostrzeżenia przez rekordowymi temperaturami na pustyni.

Docieramy do miejsca, gdzie zostaje nasza kuchnia i kucharz, a my czekając na pozwolenie wjazdu rozglądamy się po okolicy. Mamy spać pośrodku niczego i to idealnie pasuje do opisu tego, co widać za oknami samochodów. Drzwi się już nie da otworzyć, więc póki nie musimy, siedzimy wewnątrz aut. Jest bardzo, bardzo gorąco. Krzepimy się myślą, że nocą będzie choć odrobinę chłodniej.

Wreszcie ruszamy na pustynię. Tu kolejna karawana i ta znowu bez soli, na pusto wraca na pustynię po kolejny ładunek. I znowu zdjęcia, poganiacz wielbłądów najpierw krzyczy, ale potem szybko zmienia zdanie i nawet daje Reni poprowadzić całą karawanę, a ta jest długaśna, na szybko naliczyłam 25 wielbłądów.

Słone jeziorko

Po soli, idealnie białej tafli jeziora, jedziemy do oczka wodnego. Zaskakuje nas ten widok. Przy kilku większych skałkach idealnie czysta woda, z góry przypominająca bardziej rafę koralową niż słone jezioro. Asia i Renia szybko korzystają z okazji i wskakują do wody, a ta sama je unosi. Zasolenie jest ogromne. My sceptycznie kibicujemy koleżankom i patrzymy na rosnącą na termometrze temperaturę. Robi się powyżej 47 stopni. Chowamy się w cieniu, nasi przewodnik i kierowcy zabierają nas na zachód słońca na jeziorze.

Zachód słońca

Tu ustawiają stolik i małe stołeczki a my w tym czasie spacerujemy brodząc po kostki w słonej wodzie. Zachód pięknie się wybarwia, niebo mieni się mnóstwem ciepłych barw.

Zasiadamy ze szklaneczką wina i oglądamy spektakl. Nagle zupełnie nie wiadomo skąd pojawia się bardzo gorący wiatr, całe niebo zasnuwa się niemal natychmiast mgiełką i nic już nie widać. Woda nagle przybiera, widać gołym okiem jak przesuwa się przeganiając nas i to szybko do samochodów. Kierowcy niemal natychmiast składają cały sprzęt i zaraz siedzimy w samochodach i wracamy do obozowiska.

Do łóżek marsz

Tu po małej walce o łóżka, wreszcie każdy ma swoją pryczę i swój materac. Jest ciemno, może to i lepiej, bo dopiero rano zobaczymy jak wygląda najbliższa okolica. Niestety jest tu bardzo brudno. Zalegają tu setki pustych plastikowych butelek, których nikt tu po sobie nie sprząta, ani ich ze sobą nie zabiera. Wszystko leży na prawo i na lewo, a codziennie śmieci przybywa. O ile obierki z warzyw po kolacji zjedzą kozy albo osły tak plastik pewnie będzie tu leżał jeszcze bardzo długo. Kiedy pytamy przewodnika o pomysł na rozwiązanie tego problemu, wydaje się nie rozumieć, o co nam chodzi. Przecież oni płacą miejscowym i tamci powinni tu posprzątać.

Po kolacji, zresztą bardzo smacznej, ruszamy jeszcze za Niemcami do baru, jednak kiedy okazuje się, że jest w nim tylko piwo wyjmujemy własne zapasy i chwilę jeszcze gaworzymy pod rozgwieżdżonym niebem, by potem zasnąć i tak starać się pospać do rana.

Następny dzień

Pojechali i napisali: