Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Uzbekistan 8-19.06.2021

Zwiedzanie Taszkentu


09-06-2021

Trudny poranek

Pobudka jeśli nawet o 9:00 tutejszego czasu, ale w Polsce o 6:00 rano po zaledwie 4 godzinach snu nie mogła należeć ani do łatwych, ani do przyjemnych. Ale nie takie już rzeczy przechodziliśmy wspólnie w podróży, więc punktualnie spotykamy się na śniadaniu. Na dzisiaj zaplanowaliśmy zwiedzanie Taszkentu.

Pogoda, która była naszym postrachem, bo zapowiadane 40 stopni robiło na każdym z nas wielkie wrażenie, póki co wcale nie jest aż taka bardzo nieznośna. Przynajmniej jeszcze nie. Spotykamy się w recepcji z naszą przewodniczką i naszym kierowcą i ruszamy do kompleksu budynków sakralnych.

Zwiedzanie Taszkentu

Meczet Piątkowy, madrasy, koran na zabytkowej skórze jelenia to główne miejsca, które odwiedzamy, ale przy okazji oglądamy mniejsze budynki okalające cały obiekt, robimy pierwsze zakupy. Skoro wystaliśmy co swoje w okienku przy wymianie pieniędzy to przynajmniej teraz mamy okazję ich wydania.

Jesteśmy zupełnie sami na wielkim placu, chowamy się w cieniu, by poznać historię tego miejsca, nasza przewodniczka chce nam opowiedzieć wszystko naraz wprowadzając całkiem spory mętlik w naszych głowach, bo dzieje Uzbekistanu do łatwych nie należą. Ale póki co nadążamy.

Spotykamy zaledwie jedną maleńką grupę z Afganistanu. Poza nami nie ma ani jednej żywej duszy. W Meczecie Piątkowym na modły w południe zaczynają zbierać się mężczyźni, którzy już od wejścia niosą swoje buty w ręce i wchodząc do meczetu kłaniają się nisko, a często przykrywają głowy.

Zdążyliśmy w samą porę.

Kusi nas bazar

Ten tutaj w Taszkencie należy do największych w Azji Środkowej. Nie oszacowała poprawnie naszych zainteresowań nasza przewodniczka, myśląc, że uda się jej pokazać nam tylko widok z pierwszego piętra na rzędy stoisk podzielonych tematycznie na te, które oferują mięso i te, które sprzedają owoce i warzywa. Najbardziej podobały się nam wielkie stragany z suszonymi owocami i orzechami, ale nie dwoma czy trzema rodzajami, tu można wybierać pomiędzy migdałami w skorupkach lub bez, migdałami z solą albo migdałami bez soli, orzechami na tysiąc sposobów, a dla nas wielkim zaskoczeniem okazały się morele, suszone, podsuszane, na wpół słodko i na kwaśno.

A kiedy pan podał nam nawet pestki z moreli prażone i słone poddaliśmy się z wrażenia. Wrócimy tu na pewno tuż przed wylotem do Polski, by zrobić ostatnie zakupy. Oczywiście wywołaliśmy niemałe zamieszanie, bo każdy sprzedawca chciał mieć nas dla siebie. Od tych za wielkimi stertami orzechów trzeba dodać jeszcze tych nieoficjalnych sprzedających swoje towary zza pazuchy. Sam targ ciągnie się jeszcze poza halą targową, my udajemy się do sekcji pomarańczowych cytryn! To prawda, w Uzbekistanie cytryny są pomarańczowe. I wcale nie wyglądają jak cytryny na pierwszy rzut oka. Potem sekcja z warzywami, sporo tu zieleniny, odkrywamy koperek, jest bazylia, mamy pietruszkę, sprzedawcy dociekliwi przepytują nas skąd jesteśmy i pozdrawiają bardzo serdecznie.

O zaczynają się owoce, przede wszystkim melony oraz arbuzy, tych jest tutaj bardzo dużo a jakie pyszne, soczyste, słodkie, wielkie i aromatyczne. Aż żal ich nie popróbować, naszą uwagę przykuwają czereśnie, misternie jedna obok drugiej poukładane w wielkiej misce. Równie ciekawe są jabłuszka, bo takie małe, morele, które wyglądają na niedojrzałe a smakują obłędnie.

Chleb to rozdział sam w sobie, bez chleba nie ma życia w Uzbekistanie.

Chleb to tutaj wszystko

Pierwszy stragan z chlebem stoi na naszej drodze i Karina ulega kupując dwa okrągłe bochenki, a raczej bochny, jeszcze ciepłe posypane sezamem do spróbowania. Nie możemy się oderwać. Chleb jest naprawdę pyszny, a my już bardzo głodni…

Przy wielkiej hali, w której sprzedają chleb jest najprawdziwsza piekarnia dla nas o tyle wyjątkowa, bo pierwsza na naszej trasie. Przy wielkim piecu w kształcie kopca z dziurą pracują uwijając się tylko mężczyźni. Jeden z nich formuje bardzo wprawnie okrągłe chlebki, drugi specjalną pieczątką zdobi je w środku nadając im ostateczny kształt. A potem i to podoba się nam najbardziej chlebki przyklejane są do ścianek tego pieca na różnej wysokości. Wygląda to naprawdę inaczej niż w piekarniach w Polsce.

Panowie, widząc nasze wielkie zainteresowanie tematem pozwalają niemal wejść do środka takiego pieca, by zobaczyć z bardzo bliska, jak to wygląda na żywo.

Teraz to jesteśmy już naprawdę bardzo głodni, a tu jeszcze do jedzenia kawał drogi. Najpierw musimy przejść pod parasolami pomiędzy majtkami, biustonoszami i butami, zupełnie niespodziewanie pośród bielizny wyrastają trzy gabloty z nożami, które są jedną ze specjalności Uzbekistanu. Robimy zakupy i idziemy w stronę metra, nie było tego w programie, ale sama jestem ciekawa, czy jest ono naprawdę aż tak okazałe jak to moskiewskie. Po przejechaniu dwóch stacji muszę przyznać, że robi wrażenie, bo jest świetnie oznakowane, jest czyste, klimatyzowane, ale aż tak strojne jak moskiewskie to nie jest. My skorzystaliśmy z okazji, by na chwilę przysiąść, po wejściu do wagonu okazało się, że kilku mężczyzn i chłopaków od razu poderwało się ustępując nam miejsca, a poza tym, schłodziliśmy, choć na moment się pod ziemią.

Jedzenie

Restauracja przy głównej alei w mieście, żadna tam kuchnia fusion czy międzynarodowa, test dla nas czy polubimy kuchnię uzbecką. Nasza przewodniczka najpierw pokazuje nam jak wyglądają wielkie kotły, w których przygotowuje się tradycyjne uzbeckie dania. Mamy wrażenie, że nie ma tu dań bezmięsnych, wszystko kręci się wokół mięsa. Na stół trafiają nadziewane mięsem papryki – bardzo smaczne, mamy też klajdrę z cieciorką na wierzchu – to zdecydowanie dla mnie danie numer ostatni na liście rankingu po dzisiejszym posiłku, ciągnąca się papka i to bez smaku jakoś nie robi na mnie wrażenia. Ale smakują nam sałatki, jest tu ich kilka różnych, bardzo dobra okazuje się też mieszanka różnych mięsiw, w tym à la kaszanki, jest bardzo krucha wołowina, a najlepszy jest kompot z czereśni. Pierwsze koty za płoty – było bardzo smacznie i lokalnie.

Nikt nas nie namówi na dalszy spacer po mieście, jest już pewnie 40 stopni, nasza nieprzespana noc daje znać o sobie. Decyzją ogółu wracamy na sjestę do hotelu, by potem ruszyć jeszcze raz do miasta.

Hotel Uzbekistan

Jedziemy w jedną stronę busikiem, pod sam Hotel Uzbekistan, który lata świetności ma już bardzo dawno za sobą, ale jednak stale przyciąga turystów, bardziej do oglądania niż zamieszkania, i my wjechaliśmy na samą górę, by zobaczyć panoramę miasta, a że trafiliśmy akurat na zachód słońca, widok był podwójnie niesamowity. Potem spacerem przemierzyliśmy główny Plac Niepodległości, poznaliśmy wszystkie najważniejsze pomniki w mieście, największe wrażenie zrobił na nas pomnik ofiar II wojny światowej, wielkie mosiężne tablice z imionami i nazwiskami ofiar to piękny pomysł oddania czci konkretnym osobom.

Wieczorny Taszkent

Centrum miasta podświetlone bardzo ładnie, wszędzie migoczące lampki, można mieć wrażenie, że zaraz święta. Wszędzie mini karuzele, chodzące ciuchcie dla dzieci, koniki na biegunach, sporo innych plastikowych zabawek. Cepeliada. Przed nami kolacja, bocznym wejściem wchodzimy do restauracji, która na zewnątrz wygląda nijak, ale w środku jest bardzo okazała. Nowoczesna, z fajną muzyką i pyszną kuchnią. I choć na stole dzisiaj królują chaczapuri, czyli pierogi z ciasta drożdżowego z jajkiem pomysł z  Gruzji to nikt nie wychodzi głodny. Klucząc pomiędzy kolejnymi wielkimi zabytkami wracamy do hotelu. Już na bardzo słabych nóżkach docieramy do pokoju. Tylko spać.

Pojechali i napisali: