Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Peru 8-23.11.2021

Machu i Wayna Picchu


21-11-2021

Machu Picchu

To wisienka na torcie każdej trasy po Peru. I dla nas to wielki dzień. I choć wczoraj udało się nam zobaczyć miasto Inków schodząc z trasy to oczywiście plany i marzenia mamy wielkie. Przekonuje nas nasz przewodnik zapraszając na spacer po Machu Picchu dość wcześnie. Śniadanie jest pyszne, i zajadamy się owocami, wymyślnymi jajkami czy prawdziwymi tostami francuskimi.

I nagle nie wiadomo skąd nadciągają czarne chmury i zaczyna lać. Jest szaro – buro i od razu psuje nam to humor. Jednak wyciągamy kolejne kurtki i pelerynki i chowamy nasze aparaty, by przejść do autobusów. W strugach deszczu wjeżdżamy do ruin. A tu niespodzianka, nie pada, no może prawie nie pada, te małe pojedyncze kropelki, a potem siąpiący deszczyk wcale nam nie przeszkadza.

Wchodzimy na górny taras miasta, by zobaczyć jego panoramę. Widok jest żaden, nie widać absolutnie nic.

Ja i nasz przewodnik nie tracimy nadziei, że będzie lepiej. Opowiadamy kolejne historie związane z Machu Picchu, przekonujemy nieśmiało grupę, że zaraz będzie lepiej i zaraz na pewno chmury się podniosą a słońce wyjdzie zza chmur.

I tak powoli nieśmiało słońce zajmuje miejsce chmur a miasto zaczyna wyglądać spoza mgły. Zasłużyliśmy na takie widoki. Oglądamy się za siebie. Sporo ludzi na punkcie widokowym, Jaime miał rację, warto było wstać wcześniej, by stanąć tutaj jako pierwsza grupa.

Wayna Picchu

Docieramy do budki, gdzie jest wejście na Wayna Picchu. Tu umawiamy się za godzinę, mamy chwilę, by teraz jeszcze samodzielnie pozwiedzać miasto i zrobić ładne zdjęcia. Niestety covid i tutaj mocno namieszał, Machu Picchu zwiedza się teraz tylko w jednym kierunku, całe miasto zostało podzielone na trzy strefy i nie ma pomiędzy nimi przejść. Ludzie nie spotykają się na szlakach, bo idą tylko w jednym kierunku. Nam udaje się nagiąć trochę zasady i wprowadzić grupę po raz kolejny na szlak bez konieczności wychodzenia spoza ruin.

Ja gonię po przewodników, z którymi mamy wejść na Wayna Picchu. Małe nieporozumienie co do miejsca spotkania, a potem kijków, rano pozwolono nam wnieść po jednym kijku, w przechowalni odłożyliśmy kolejne, by wrócić po nie przy okazji wejścia na górę. Teraz okazuje się, że nie wolno nam wejść z kijkami, a ja stoję z naręczem kijków na ramieniu i tyle by było.

Awantura

Manager, wszyscy święci, nic nie ugram. Głupkowate dyskusje, że tak nie wolno, że powinnam znać przepisy, a jak mają się do tego moi ludzie z grupy z kijkami? Nikt nie wie, wyszło na to, że rano wolno było, teraz już nie wolno. I tyle. Koniec dyskusji.

Biegniemy na miejsce zbiórki, wchodzimy na szlak. Mamy numery koło 70-80, liczba wchodzących została ograniczona do 150 dziennie.  Podejście nie jest bardzo łatwe, stopni sporo, niektóre bardzo wąskie i do tego śliskie. Musimy dobrze i uważnie stawiać stopy, by nie spaść. Nasi przewodnicy podzielili się na przód i tył i dzielnie wspierają ramieniem albo ręką najbardziej potrzebujących. Widoki nieziemskie, stąd naprawdę dobrze widać Machu Pichcu.

Skrobiemy się dzielnie coraz wyżej i wyżej. Wreszcie zdobywamy szczyt dumni i upoceni. Droga w dół zajmuje nam ciut mniej czasu, choć dużo łatwiejsza nie jest.

Odhaczamy się w książce wejść i zejść, a potem długim krokiem do busika, do hotelu, lunch i pociąg.

Powrót pociągiem

A w nim nie ma spania, choć nam oczy zamykają się niemal natychmiast. Najpierw bardzo głośne zapowiedzi, potem najprawdziwszy taniec w przejściu pomiędzy siedzeniami a na koniec … pokaz mody. Reklamowane są wyroby z alpaki dla pań i dla panów. Można oczywiście po pokazie rzeczy nabyć w pociągu.

Długi dzień, wracamy do Cusco.

Pojechali i napisali: