Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Meksyk długo już czekał na swoją kolej. Wreszcie decyzja zapadła i lecimy do Meksyku.
Chcemy zacząć w stolicy, a skończyć na Jukatanie. Meksyk nie wymaga od swoich Gości żadnych szczepień ani certyfikatów, nadal przyjmuje każdego. Inaczej już mają się kraje, przez które do Meksyku się leci, te mogą wymagać szczepień albo testów.
My ruszamy z Berlina, a potem przez Amsterdam lecimy do stolicy. Samolot pełen, lot długi, do tego dzienny, co zawsze bardziej się dłuży niż lot nocny. Mamy na dodatek głośne towarzystwo w samolocie, ale jako dzielni podróżnicy docieramy do Meksyku w świetnych humorach.
Wyjątkowo szybko udaje się nam przejść odprawę paszportową, która odkąd pamiętam była swoistym horrorem. Dzisiaj jestem pozytywnie zaskoczona, bo po zaledwie kilku minutach jest po wszystkim. Bagaże też już gotowe do odbioru, teraz tylko zostaje nam wymienić pieniądze i kupić kartę sim. Tu pierwsze zderzenie z nieuczciwością meksykańską, bo pan próbuje oszukać mnie i to na dość spore pieniądze.
Auto gotowe, jedziemy do hotelu. Tu przemiłe powitanie i lądujemy w łóżkach. Ku zaskoczeniu udaje się nam dospać nawet do 6:00, ale zbyt szybko ogłaszam przestawienie się na nowy czas. Dzieli nas aż 7 godzin względem czasu polskiego. Będzie jeszcze ciężko.
