Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Alaska 14-27.05.2022

Wypatrywanie niedźwiedzi


25-05-2022

Na niedźwiedzie!

Na ten dzień czekaliśmy od samego początku wyprawy. Ela to nawet dla tego dnia podjęła decyzję o wyjeździe na Alaskę.

Mamy wybrać się do Parku Narodowego Jeziora Clark na wypatrywanie niedźwiedzi. Park ten słynie z najlepszych miejsc do obserwacji niedźwiedzi na Alasce. Jest to nasza najdroższa atrakcja na trasie, kosztuje zawrotne pieniądze, tym bardziej spoczywa na niej ogromna odpowiedzialność.

Rano wszyscy poza Krzysztofem ruszamy z nadzieją na wielką przygodę. Nauczeni doświadczeniami z rejsu ubieramy się na cebulkę, kilka osób wkłada nawet odzież termiczną. Spodziewamy się wszystkiego. W drodze na lotnisko pogoda zmienia się co najmniej trzy razy, na nasze nieszczęście na ostatnim odcinku drogi wiodącej przez las nie wygląda na idealną do podziwiania widoków.

Lot do Parku Narodowego Jeziora Clark

Mamy mały poślizg, czekają tu już na nas. Wraz z dwoma innymi turystami wsiadamy do awionetek, podzieleni na trzy loty, jedni będą w parku dłużej, inni przylecą jako ostatni.

Widoki podczas lotu obłędne, słońce w pełni, nad grubą warstwą chmur wspaniała widoczność. Lądujemy na najprawdziwszej plaży, wysiadamy z awionetki i jesteśmy w raju. Wspaniała czarna długa i pusta plaża, kawał mokradeł i łąk, a potem ośnieżony łańcuch gór. Widoki cudne!

Teraz wraz z dwoma przewodnikami ruszamy pieszo na wypatrywanie niedźwiedzi. Nie jestem pewna, czy tak to sobie wyobrażałam, ale kiedy jako pierwsza dostrzegam niedźwiedzia z daleka szanse na sukces nagle rosną. Ponieważ zwierz jest daleko nie wyciągam sprzętu do zdjęć przecież to dopiero początek.

Dolatuje druga awionetka, grupa dzieli się na dwie mniejsze i już po chwili mamy niedźwiedzia jak na dłoni, może 30 metrów od nas, maszeruje po łące, zatrzymuje się przy kałuży, pije wodę, obserwuje okolicę, a potem i to jest największa niespodzianka przechodzi i to bardzo dziarskim krokiem pas z drzewami i wychodzi na plażę.

Niedźwiedź na plaży

Kroczy dumnie i bardzo szybko spacerując po plaży, wprost nie możemy w to uwierzyć. Dokładnie widać jak wielkie ślady łap zostawia na piasku.

Nabieramy zapału do dalszych poszukiwań, przeczesujemy łąkę w jedną stronę, a wracamy plażą w drugą i tak ze cztery razy. Dolatuje reszta naszej grupy. Spacerujemy po raz piąty i szósty. Przewodniczka zatopiona w rozmowie z Noah z dumą nosi znalezioną czaszkę grizzly, nie wierzymy w przypadek tego znaleziska, ale wiadomo nie od dziś, turysta jest zawsze nieufny.

Niestety niedźwiedzi nie ma

Czas na lunch. Potem podejmujemy kolejne próby znalezienia zwierząt. Nadaremnie. Udeptaliśmy się bardzo, misiów nie ma, czas wracać.

I ku naszemu zaskoczeniu nie rwiemy się jakoś do powrotu. Potrafimy docenić piękno tego miejsca, tej plaży i gór, jest nam dobrze, pogoda z cudownej zamieniła się w dobrą, a potem nagle chmury zasnuły całą dolinę. Było tajemniczo, inaczej, ale widoczność nam mocno spadła.

Co po raz znajdujemy na piachu ślady potężnych łap niedźwiedzich, gdzie indziej mamy odchody misia.

Pierwsza awionetka wraca do bazy, a my przywołani przez przewodniczkę wprawdzie bardzo daleko, ale znajdujemy misia na plaży. Podczas lotu widać go będzie na środku łąki, jeszcze dwa inne niedźwiedzie udaje mi się wypatrzeć z awionetki.

Pamiętam swoje misiowe doświadczenia z Kamczatki, a Ela i Karina, które były tam razem ze mną, także założyły podobne ilości misiów. Tu było inaczej, to nie był ich albo nasz dzień. Może pogoda, a może czas, w górach jeszcze zima, sporo śniegu.

Ostatni amerykański lunch

Na szczęście zmęczeni, ale zadowoleni siadamy do ostatniego lunchu, a może już kolacji na trasie. Objadamy się „amerykańskimi smakołykami”, zupełnie spontanicznie zajmujemy stolik w knajpie pod wielką skórą niedźwiedzia czarnego. Chichot losu.

Do Anchorage wpadamy dość późno, hotel jest nam już znany, zatem szybko kwaterujemy się, przepakowujemy a jutro rano wczesna pobudka.

Następny dzień!

Pojechali i napisali: