Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Jeszcze przed śniadaniem spotykamy się na pożegnalne zdjęcie z motocyklami. Rafał, Iwonka i Leszek ruszają ciut szybciej, by zostawić sobie dość czasu na dojazd na lotnisko. My pakujemy bagaże, jemy śniadanie i też kilka minut przed czasem gotowi do drogi zajmujemy miejsca w autobusie.
Na lotnisku mimo dwóch długich kolejek udaje się nam na czas przejść wszystkie formalności, tym samym kończymy naszą wyprawę do Gruzji.
To była zupełnie inna trasa i inna Gruzja, piękna i dzika. Każdemu podobało się coś innego, na pewno największe wrażenie zrobiły na nas góry — Mestia, a jeszcze bardziej Uszguli. To był numer jeden. Wspaniałe były trekkingi, warte tego trudu i wysiłku, bo przy dobrej pogodzie, jaką mieliśmy widoki były niezapomniane.
Warto było zobaczyć oba kaniony i jaskinie, które na pewno były piękne i z pewnością ciekawe.
Nikt z nas nie spodziewał się takiego rozmachu, jaki zastał nas w Batumi. Szczególnie nocą miasto prezentowało się bardzo okazale, a ta jedna niedzielna noc na tarasie naszego hotelu z muzyką na żywo i wymyślnymi drinkami pokazała nam zupełnie inne oblicze Gruzji.
Piękne i ciekawe było to zestawienie, jednego dnia wioski Uszguli, a kolejnego tarasu na 20 piętrze Hotelu Hilton. Takie różnorodne twarze jednego kraju najbardziej zawsze podobają się na trasie.
