Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Wczesną pobudką wprawiamy w niemałe zakłopotanie i naszych gospodarzy, ale i naszą przewodniczkę. Wiemy jednak doskonale ile kilometrów dzieli nas od Batumi, gdzie spędzimy ostatnie dwie noce na naszej trasie. Tym bardziej że mamy jeszcze po drodze do zwiedzenia pałac, gdzie udaje się nam wślizgnąć i to boczkiem.
Potem w tutejszej etnicznej wiosce poznajemy bardzo przedsiębiorcze i przemiłe małżeństwo. Najpierw pokazują nam zgromadzone tutaj w trzech starych budynkach eksponaty, wiele z nich pochodzi z rodzinnych domów. W kuchni plenerowej mała lekcja gotowania, nasza grupa sprawdza się na medal i powstają pyszne dania gruzińskie charakterystyczne dla tego regionu. Teść przygrywa na akordeonie, są nawet śpiewy.
Posileni wsiadamy do busa i jedziemy do Batumi. Po drodze poza nuceniem, a potem i gromkim śpiewaniem piosenki o polach herbacianych podglądamy krajobraz za oknem i odwiedzamy czarną plażę z magnetycznym piaskiem.
Samo Batumi zaskakuje nas bardzo. Nie spodziewaliśmy się tak wielkiego miasta, z takim rozmachem i taką architekturą, a podobno Batumi nocą jest jeszcze ładniejsze.
Zatem w krótkiej przerwie wskakujemy na tutejszy basen, a potem wybieramy się na kolację do miasta. Po kolacji tańczące fontanny, podświetlone budynki i zakupy, choć te kończą się zamkniętymi drzwiami i musimy przenieść je na jutro.
Dobranoc.
