Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Zanim wrócimy pociągiem do Seulu i przejedziemy już w kierunku lotniska, czeka nas jeszcze wizyta w świątyni, która jest uważana za najpiękniejszą w Korei — nazwę też ma fantastyczną — Haedong Yonggungsa Temple.
Świątynia jest znana ze swojego bajecznego położenia — na klifie, zwrócona w kierunku morza. Dziś mocno wieje, co tylko dodaje temu miejscu uroku, bo na wietrze powiewają setki tysięcy złotych, papierowych serduszek, na których odwiedzający świątynię wypisują swoje życzenia, a potem przywiązują serduszka do poręczy wzdłuż klifu.
Sama świątynia to kiła drewnianych, wspaniale zdobionych budynków. Wszędzie dookoła mnóstwo jest kwiatów doniczkowych, które przynoszą wierni.
A na straganach wokół świątyni królują smażone larwy jedwabników i sok z mandarynek z nieodległej wyspy Jeju.
Powoli musimy wracać w kierunku centrum miasta, ale jest jeszcze czas na spacer promenadą i lunch, zanim wsiądziemy do koreańskiego pociągu.
Podróż koreańskim pociągiem jest bardzo komfortowa i szybka — do Seulu dojeżdżamy w trochę ponad dwie godziny. A koreańskie dworce to osobne miasta — z licznymi pasażami handlowymi i dziesiątkami restauracji.
Dobrze, że jest z nami lokalny przewodnik, który pomaga nam znaleźć właściwy pociąg! Po dotarciu do Seulu czeka już na nas nasze auto, które odwozi nas na wyspę Incheon.
To na tej wyspie znajduje się międzynarodowe lotnisko, z którego jutro rano ruszymy w długi, ponad 13-godzinny lot w kierunku domu.
