Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Wylot z Warszawy i wylot z Berlina. Spotkaliśmy się w Paryżu, mieście przesiadkowym w naszej podróży do Maroka.
Samolot wylądował punktualnie w Casablance. Mogliśmy podziwiać podczas lotu Gibraltar o zachodzie słońca.
Formalności graniczne i pieczątka w paszporcie poszły całkiem sprawnie. Nieświadomi tego co nas czeka, poszliśmy odebrać bagaże. Pierwsze zamieszanie już było przy taśmach — kilka lotów z Paryża, tłumy ludzi, głównie Marokańczyków koczujących przy nich z załadowanym bagażami do granic wózkami.
Mówiąc, że panuje tu chaos to jak nic nie powiedzieć.
Niektórzy starsi ludzie mają specjalne rozkładane małe siedzenia, inni leżą na podłodze, kobiety wykłócają się o kolejne wózki bagażowe.
Na taśmach jeździło jedynie kilka ofoliowanych walizek i dziesiątki małych kartonów, każdy opisany.
Jak się okazało, trafiliśmy na pielgrzymów wracających z Mekki, a w kartonach kryły się cenne butelki ze świętą wodą Zam Zam.
Po 2,5 godziny oczekiwania na bagaże skierowaliśmy się w stronę wyjścia z lotniska, gdzie czekały odgrodzone barierkami tłumy ludzi … gorące powitanie w Maroku.
