Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Dolomity 22-30.06.2024

Potok i potop


26-06-2024

Śniadanie na wysokości 2600 m n.p.m.

Budzimy się w schronisku Giussani. Niestety za oknem deszcz i mgła. Śniadanie jest dla nas bardzo zaskakujące i będzie już do końca wyjazdu przedmiotem wielu żartów i świetną anegdotą. Jest ono, delikatnie mówiąc, bardzo skromne.

Zejście w raczkach

Już wiemy, że dziś jest ten dzień, kiedy konieczne będą raczki. Wiele z nas używa ich po raz pierwszy, więc zejdzie nam chwila na ich ubranie. Zaczynamy nasze zejście, jesteśmy bardzo skoncentrowane, idziemy powoli i ostrożnie. Na tym odcinku nie ma mowy, by ktoś się oddalał od grupy. Jesteśmy w tym razem i cieszymy się z każdego pokonanego metra. Kiedy wreszcie schodzimy na tyle nisko, że śnieg zostaje za nami, robimy przerwę, by się posilić i zdjąć raczki. Trzeba przyznać, że spisały się na medal. Okazały się niezbędnym elementem naszego ekwipunku i całe szczęście, że nie na marne je dźwigałyśmy.

Hop przez rzeczkę

Kiedy docieramy do doliny, okazuje się, że mamy do pokonania rzeczkę, która z powodu intensywnie topniejącego śniegu powiększyła się i płynie kilkoma korytarzami. Podchodzimy do tego zadaniowo, zbieramy drewno, kamienie i budujemy mostki. W końcu i tak okazuje się, że najlepszym sposobem jest zdjęcie butów i przejście lodowatej wody w klapkach. Mamy przy tym mnóstwo śmiechu. Takie przejścia spotkają nas jeszcze kilka razy. Nie tylko my pokonujemy dzisiaj tę trasę. W przeciwnym kierunku biegnie spora grupa ultra biegaczy, którzy również szukają swoich sposobów na pokonanie wodnych wstążek. Oni najczęściej jednak biorą duży rozbieg i przeskakują rzeczki w butach, niejednokrotnie wpadając ostatecznie do wody. Nie przejmują się tym i biegną dalej z nadzieją na dobry czas.

Chlup do wody

Za chwilę okazuje się, że nasze starania o suche ubrania i tak niewiele się zdały bo zaczyna dość mocno lać, a my jesteśmy dzisiaj na naszej najdłuższej trasie i to w dodatku bez żadnego schroniska na trasie. To prawdziwie dzikie oblicze Dolomitów!

Ponownie narzucamy więc nasze peleryny i dzielenie maszerujemy dalej dopóki naszej drogi nie przetnie niezwykle wartki górski potok który z ogromnym hałasem zaburzy nasz spokój i poczucie bezpieczeństwa. Przejście wymaga skorzystania ze specjalnej liny i naprawdę siły mięśni ale i hartu ducha.

Zastanawiamy się jeszcze czy nie się go pokonać w innym miejscu, ale śliskie kamienie i silny nurt uniemożliwiają nawet podjęcie próby. Musimy wybrać drogę z zabezpieczeniem, mimo że jest ona dla nas wyzwaniem i absolutnie nie gwarantuje przejścia suchą stopą. Godzimy się z tym rozwiązaniem i pokonujemy potok, mocząc buty i nogawki.

Pomagamy sobie nawzajem, przerzucamy kijki na drugą stronę i trzymamy linę. Niestety jedna z nas, będąc już niemal po drugiej stronie, traci równowagę i wpada do wody. Szarpnięcie liny powoduje, że dwie inne dziewczyny, chcące pomóc koleżance również wpadają do wody.

Jesteśmy przestraszone, tym bardziej że wiemy, że przed nami jeszcze ładnych kilka kilometrów do dzisiejszego celu, po drodze nie ma schroniska, a jedna z nas ma wszystkie rzeczy mokre, łącznie z całym plecakiem, a druga dość poważnie poobijane kolana i kość piszczelową.

Jest nam smutno, martwimy się i analizujemy na wiele sposobów całą sytuację. To nie jest dla nas łatwy dzień. Myślałyśmy, że najtrudniejszym elementem będzie zejście w raczkach po zaśnieżonej stronie góry, a tymczasem spotkała nas taka przykra przygoda.

Malga Ra Stua

Docieramy do schroniska Malga Ra Stua i wznosimy toast za całą dzielną grupę. Mamy gdzie wysuszyć rzeczy i to cieszy nas najbardziej. Jeszcze wieczorem Iza z Dominiką jadą do szpitala w Cortinie sprawdzić, czy z kolanami wszystko ok.


Następny dzień


Pojechali i napisali: