Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Na pożegnanie tego miasta pełnego historii i zachwycających miejsc odwiedzamy świątynię Inari słynącej z tysiąca bram tori. Inari to lisiczka, która zawsze znajdzie sposób na dobre rozwiązania. Ścieżki obudowane czerwonymi tori kręcą się niemal bez końca, mimo zawiłości życia zawsze można dotrzeć do celu. Bardzo nam się tutaj podoba. Jest magicznie. I, mimo że sporo osób oprócz nas, to udaje się znaleźć momenty na pobycie samemu wśród tori.
Z Kyoto ruszamy do sąsiedniej Nary, pierwszej stolicy Japonii. Pierwsze kroki stawiamy tu w świątyni słynącej z niezliczonej ilości latarenek. Posłańcem dobrych wiadomości były tu jelonki. I jelonki otaczają nas tu nieustannie! Właściwie to są atrakcją większą niż sama świątynia. Kłaniają się w podziękowaniu za smaczki, czasem gonią czy chapsną za bluzkę. Frajda ogromna mieć je tak na wyciągnięcie ręki!
Spacerując parkiem w nieustannym towarzystwie jelonków, docieramy do świątyni największego Buddy z brązu na świecie. Potężna brama, imponująca ogromem i pięknem świątynia. I legenda, że kto przeciśnie się przez dziurkę wielkości dziurki od nosa tego Buddy, będzie miał ogromne szczęście. I przeciskamy się! Nasi najmłodsi trzej mężczyźni. I nie tylko!
Od pierwszego momentu zachwyca nas swoim rozmachem i nowoczesną architekturą. Właściwie to tak nowocześnie wyobrażaliśmy sobie Tokyo… Wieczorem typowa miejscowa kolacja w jednym z najbardziej rozbawionych miejsc Osaki.
